wtorek, 10 czerwca 2014

Tom I Rozdział IV

- Cześć, siostrzyczko. Przyniosłem ci pluszaka, byś nie czuła się tutaj samotna.
- ...
- Nie martw się. Nie zrobię nic głupiego.
- ...
- Tak, obiecuję ci to.
- ...
Położyłem misia obok poduszki Minami. Przy jej łóżku stały monitory wyświetlające jej puls, ciśnienie krwi i inne medyczne rzeczy. Łącznie z aktywnością fal mózgowych, które były płaskie jak stół.
- Przekażę rodzicom, że wszystko jest dobrze.
Nikt nie odpowiedział. Byłem sam z moją siostrą w pokoju. Rodzice musieli widocznie gdzieś wyjść. Możliwe, że nawet ta cała sprawa i nerwy sprawiły, że poczuli się senni i poszli się gdzieś przespać. Ja też odczuwałem już zmęczenie, ale zanim zasnę, chcę się przygotować do nocy. Słowa Roberta tuż przed naszym rozstaniem rozbrzmiały mi znów w uszach.
"- Musimy założyć, że napastnik to ktoś nowy w twoim otoczeniu. Dlatego pewnie nie zna za dobrze okolicy i możemy wykorzystać ten fakt. Możemy go zwabić do jakiegoś odludnego miejsca i tam pokonać. Masz jakiś pomysł, gdzie moglibyśmy zastawić pułapkę?"
Tak, znam jedno miejsce, odpowiedziałem wtedy. Do głowy przyszły mi przedmieścia pełne jeszcze gruzów i opuszczonych budynków. Nawet jeśli miałbym tam walczyć przeciwko temu napastnikowi, to nie musiałbym się ograniczać. Robert też nie. Jednak to, co później mi powiedział trochę mnie przeraziło. Miałem zostać przynętą. Cóż, logicznie ujmując, tylko ja się nadawałem, bo jak Księżniczka i Robert powiedzieli, poluje on tylko na Strażników lub kandydatów na Strażnika. A jeśli odrzucimy moich rodziców, którzy mimo wszystko są normalnymi ludźmi, zostaję tylko ja.
- Ani?
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i stanęła w nich dobrze mi znana dziewczyna.
- Hm? Ach, Ayako. Co jest?
- N-nie, nic. Po prostu miałeś tak poważną minę, że myślałam, że znowu zaczniesz uderzać ścianę szpitala.
- Ha ha... Nie, nie. Nie mam zamiaru powtarzać tej głupoty.
Wstałem od łóżka Minami i wyminąłem Ayako. Chciałem wrócić do domu, by się przygotować i trochę przespać oraz omówić szczegóły na temat zasadzki z Robertem. Wtedy coś pociągnęło mnie za rękaw koszuli i odwróciłem się do mojej przyjaciółki, która mocno pochwyciła materiał i miała spuszczoną głowę.
- Już widziałam kiedyś te oczy. Są takie same, gdy wyszedłeś po tym jak dowiedziałeś się, że mnie i Minami zaczepiali młodziki, gdy byliśmy w trzeciej klasie. Wróciłeś potem cały poobijany i ledwo żywy.
Uśmiechnąłem się cierpko i siłą rozwarłem jej palce. Potem poklepałem ją po głowie.
- Nie zrobię nic głupiego.
- Obiecujesz?
- Tak.
- Jesteś tego pewien?
Tym razem roześmiałem się serdecznie. I nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Tak, jestem tego pewien, ale jeśli chcesz się upewnić, to mam małą prośbę do ciebie.


Minęło południe jak się obudziłem. Jak tylko wróciłem do domu, zawładnęło mną takie zmęczenie, że nie byłem w stanie zostać przytomnym. Jednak zanim Morfeusz zawołał mnie swymi pieśniami do krainy snów, zdążyłem zadzwonić do ambasady Trójkrólestwa i umówić się na spotkanie w sprawie zostania Strażnikiem. Pewnie dzięki temu i Księżniczce, która mnie wcześniej odwiedziła, udało mi się ominąć większość administracyjnych dróg i umówić się na piątą po południu. Zostało mi więc jeszcze około trzech godzin zanim będę musiał wyjść.
Rodziców nie było w domu i nie wyglądało na to, żeby wrócili w trakcie mojego snu. Pewnie dalej martwią się o Minami w szpitalu lub pracują przez telefon. Jestem pewien, że ich szefowie zrozumieją sytuację, ale chciałbym też szybko rozwiązać sam problem i pozwolić mamie i tacie spokojnie pracować bez zmartwień.
Szybko uszykowałem sobie kilka kanapek na lekki posiłek i jeszcze raz w głowie przeleciałem wszystkie punkty planu Roberta.
Po pierwsze: Skontaktować się z ambasadą Trójkrólestwa i umówić się na spotkanie z księżniczką. To już zrobiłem.
Po drugie: Zgodzić się zostać Strażnikiem, by zmusić do działania napastnika. Przynajmniej zgodzić się na papierze, bo szczerze powiedziawszy dalej nie wiem, czy chcę nim zostać.
Po trzecie: Czekać na atak i przenieść walkę w umówione miejsce w jakiś sposób. Choć do opuszczonej hali nie jest zbyt daleko i można tam dotrzeć ode mnie w kilka minut, to jeśli się zdarzy, że będę musiał biec z ambasady i to jeszcze będąc atakowanym, to może to zająć dłuższą chwilę.
Po czwarte: Pokonać napastnika, dowiedzieć się w jaki sposób sprawia, że jego ofiary zostają w śpiączce i przekazać tę informację lekarzom.
Po piąte: Radować się ze zdrową już Minami.
Szczerze powiedziawszy każdy punkt po pierwszym jest trudny lub coś może pójść nie tak. Przykładowo napastnik może teraz przyczajać się po ostatnim ataku i zanim znów to zrobi, może minąć trochę czasu, może zaatakować tak sprytnie, że nie będę mógł się obronić i od razu mnie dorwie, mogę nie dotrzeć na przedmieścia, przeciwnik może okazać się za silny lub może się okazać, że nie można skontrować jego magii lub by to zrobić, trzeba spełnić jakieś nieludzkie warunki. Wszystko jest możliwe i wszystko może pójść źle.
Uff... Odetchnąłem głęboko i się uspokoiłem. Nerwy mi nie pomogą. Jednak nie mogłem już czekać, więc postanowiłem przebiec się do ambasady. Autobusem dotarłbym tam pewnie w mniej niż pół godziny, ale chciałem rozruszać mięśnie i wysiłkiem oczyścić umysł.
Na miejsce dotarłem znacznie szybciej niż się spodziewałem. Budynek ambasady Trójkrólestwa był ogromny. Nie przypominał jednak nowoczesnych budynków jakich teraz pełno w odbudowywanym Tokio, ale raczej wyglądał jak rezydencja przywieziona prosto z Europy. Z przodu budynek ciągnął się na lewo i na prawo, otoczony przyciętym trawnikiem, żywopłotowymi statuami i atmosferą arystokracji. Na bramie i nad budynkiem zauważyłem charakterystyczną flagę z krzyżem i chodzących wszędzie ludzi w czarnych garniturach i okularach.
Podszedłem do bramy i strażnika jej pilnującego.
- Proszę podać cel wizyty. Od razu uprzedzam, że teren ambasady jest uznany jako teren przynależący do Zjednoczonego Trójkrólestwa Korony i wszelkie przestępstwa na jej terenie będą sądzone pod prawem Trójkrólestwa. Magia w trakcie pobytu w ambasadzie jest zakazana.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć w odpowiedzi, inny mężczyzna podszedł do nas i wyszeptał coś do ucha strażnika. Ten tylko lekko rozchylił brwi w zdziwieniu, spojrzał się na mnie, jak na coś dziwnego i nacisnął jakiś guzik, po czym brama się otworzyła.
- Księżniczka Aria wyczekuje pana w holu. Proszę za mną.
- Aa... Tak... Dobrze.
Mężczyzna odwrócił się i ruszył w stronę ambasady, a ja po chwili zmieszania ruszyłem za nim. Skąd wiedzieli, że przyszedłem teraz w sprawie pracy?
Księżniczka rzeczywiście czekała na mnie w holu. Miała na sobie tę samą wytworną suknię, co dzisiaj rano i tym razem jej uroda, podkreślona przez wytworność pomieszczenia, zaparła mi dech w piersiach.
- Cieszę się, że zechciałeś przyjąć moją propozycję, Andrew-sama.
- Ach, nie. To zaszczyt być twoim osobistym ochroniarzem, księżniczko Ario.
Ukłoniłem się lekko, ale miałem wrażenie, że moja odpowiedź zasmuciła Księżniczkę. Nie jestem tego pewien, bo trwało to dosłownie ułamek chwili i równie dobrze mogło być iluzją stworzoną przez padające światło.
- Andrew-sama, możemy się przejść? Chciałabym dokładnie omówić naszą umowę w sprawie twojego zostania Strażnikiem.
- Oczywiście, nie widzę żadnych przeszkód.
- Doskonale, przejdźmy się więc do ogrodu.
Księżniczka ruszyła przodem, odsyłając najpierw wszystkich służących. W ogrodzie, już sami, znaleźliśmy cichy kąt z ławką i stolikiem i usiedliśmy razem. Szczerze powiedziawszy byłem trochę zakłopotany. No bo jakby popatrzeć na to trochę z innej perspektywy, to byłem sam na sam z zamorską pięknością. Ba, nie tyle pięknością, co księżniczką. I tak sobie teraz razem siedzieliśmy na ławce w ogrodzie, w miejscu, gdzie nikt nas nie widzi. Dwa dni temu każdemu kto powiedziałby, że przytrafi mi się coś takiego, kazałbym nie zbliżać się do mnie.
- Andrew-sama, przejdę od razu do rzeczy. Zostanie Strażnikiem to nie tylko pozostanie nim tytularnie, ale w sposób faktyczny, poprzez nałożenie pieczęci na twoje ciało i zapewnienie w ten sposób twojej wierności.
Zdziwiłem się trochę. Jednak biorąc pod uwagę, że Strażnik zostaje praktycznie cieniem takiej osoby i wszędzie za nią podąża, to nie dziwne, że zostały podjęte dodatkowe środki ochrony. Historia zna wiele przykładów, gdzie to ochroniarz zabił osobę, którą miał chronić, nawet jeśli, a czasem nawet właśnie dlatego, byli spokrewnieni.
- W trakcie wojny pieczęć była dostrojona, by sprawić ból lub zabić niewiernego Strażnika, ale w trakcie pokoju wyszło, że jeśli Strażnik i jego podopieczny mają... niemoralne stosunki... i Strażnik będzie chciał zakończyć relacje, to także poniesie najcięższą karę. Dlatego ograniczono jej moc do silnego bólu i utraty przytomności.
- Umm... Dlaczego teraz mi o tym mówisz, Wasza Wysokość?
Znowu. Znowu widziałem ten wyraz twarzy smutku i byłem pewny, że tym razem na pewno nie przywidziało mi się. Ale dlaczego? Nie mogłem tego rozgryźć.
- Chcę być szczera i chcę, żebyś podjął decyzję w pełni świadomy konsekwencji.
- Tak... Dziękuję za szczerość, Wasza Wysokość.
Popadłem w zadumę. Sprawa pieczęci zmieniała wszystko. Nie dość, że i tak musiałbym zmienić swoje życie w sposób całkowity i dokumentny, to jeszcze doszła możliwość stracenia przytomności w każdej chwili, w jakiej jej konstruktorzy przewidzieli, że mogę stać się niebezpieczny dla księżniczki Arii. Dodatkowo przyszedłem tylko po to, by wywabić napastnika z ukrycia i tak naprawdę nie zastanawiałem się nad tą propozycją.
Jednak z drugiej strony miałem pilnować niezwykłej piękności, księżniczki innego kraju, o czym pewnie fantazjował każdy chłopak w pewnym momencie swojego życia. Księżniczka zresztą była nie tylko piękna, ale także utalentowana w magii, dobrze wychowana, bogata... Wymieniać można by długo. I jeszcze ten smutek w jej oczach. Jaki facet mógłby zostawić zasmuconą dziewczyną samą z jej problemami?
- Księżniczko... - zacząłem trochę niezręcznie. - Prawdą jest, że nie chcę zostać Strażnikiem. Chcę dorwać osobę odpowiedzialną za obecny stan Minami i wymierzyć mu należytą karę.
Cholera, cholera, cholera... Zanim zdążyłem przemyśleć co mówię, moje ciało samo zareagowało i powiedziałem całą prawdę. Nie zdziwię się jeśli dostanę w twarz za chęć jej wykorzystania. Choć czy księżniczka zniży się do tak prostego sposobu wyrażenia gniewu?
- Jednak to nie jest tak, że nie chcę pomóc. Jednak nie mogę się zgodzić na rozstanie z moją rodziną. Poza tym mam także swoje marzenia, jak pójście na randkę z dziewczyną, doświadczenie życia w liceum i wiele tym podobnych. Wiem także, że choć Minami i Ayako często są dla mnie utrapieniem, to będą tęsknić, a zwłaszcza moja siostra. Jestem niezmiernie wdzięczny, że Wasza Wysokość tak bardzo chcę mnie jako swojego Strażnika.
Prawdopodobnie skrewiłem na całej linii, ale teraz już było za późno. Będę musiał z Robertem obmyślić inny sposób dorwania zamachowca. Kiedy już wstawałem, nie mogąc znieść nagle zapadniętej ciszy między nami, Księżniczka chwyciła mnie za rękę. Zdziwiony spojrzałem na nią, odkrywając z jeszcze większym zdumieniem, że ona także jest zdziwiona. Wyglądało to tak, jakby nie była świadoma swojej ręki dopóki mnie nie pochwyciła. Jednak Aria szybko mnie puściła i zakłopotana się odwróciła. Tym razem bez przeszkód już odszedłem i jakimś cudem szybko trafiłem poprzez tutejszy labirynt żywopłotów do ambasady. Puszczono mnie równie szybko jak przyjęto i już po chwili wracałem do domu na piechotę.
I co ja mam teraz zrobić? Straciłem prawdopodobnie jedyną okazję na zbliżenie się do zamachowca i wyciągnięcie od niego sposobu na uleczenie Minami. Ach... I co zrobić? Co teraz zrobić?
- ...bata-kun!
- Hmm...? - Ktoś mnie wołał. Chciałem zapytać kto, gdy zauważyłem nagle pędzącą w moją stronę ciężarówkę.
Z automatu, mogę rzec, puściłem moją magię w ruch. Świat natychmiast spowolnił do niewyobrażalnego tempa. Wyglądało to jakby pędzący na mnie pojazd nagle się zatrzymał. Niedaleko lecący owad zawisł w powietrzu niemrawo poruszając skrzydłami. Na twarzy kierowcy zauważyłem czysty terror osoby, która nagle straciła panowaniem nad pojazdem. Sama ciężarówka wyglądała jak pojazd sprzed ponad wieku. Choć miała standardowy dzisiaj silnik elektryczny, więc jej nie usłyszałem, to wyglądała, jakby ktoś ją wyciągnął prosto z muzeum z czasów, gdy jeszcze magia nie istniała w świadomości społeczeństwa. Miała nawet kilka wgnieceń od długiego użytkowania. Istny antyk.
Mogłem tak sobie spokojnie dostrzec wszystkie szczegóły tego świata, ale wiem, że tak naprawdę to nie świat spowolnił, tylko moje zmysły ostro przyśpieszyły. A z tej odległości i przy takiej prędkości ciężarówki, nawet jeśli bym chciał, to nie dam rady uskoczyć i wyjść z tego cało.
- We...
Czy tak ma się zakończyć moje młodzieńcze życie? Po prostu rozjechany przez ciężarówkę nad którą utracono panowanie.
- Wezw...
Ciekawe czy Robertowi uda się wytropić osobę odpowiedzialną za stan Minami?
- Wezwij na...
Hmm? Na masce zobaczyłem jakiś dziwny symbol. Nie wyglądał jak logo firmy czy producenta i wydawał się lekko świecić. Wyglądał jak cztery greckie omegi splecione ze sobą i owinięte jakimś drutem z kolców... nie, łodygą róży.
- Wezwij nas...
Czyżby to było zaklęcie, którego szukałem? Wygląda nie jak typowe zaklęcie, które zapisane wygląda zazwyczaj jak okrąg ułożony z liter, ale bardziej jak pieczęć. Czyli w ostatnich chwilach swojego życia jestem przynajmniej w stanie dowiedzieć się jaka magia wprawiła moją siostrę w śpiączkę. Innymi słowy, mam przed sobą sposób na przygotowanie przeciwzaklęcia, ale nie mam sposobu, by przekazać tą wiedzę innym
- Uwolnij nas...
Te nieustające szepty. Jak zawsze są denerwujące. Zamknęłyby się wreszcie! Dobra. Nieoczekiwanie zdobyłem poszukiwane przeze mnie informacje, więc czas chyba trochę przyśpieszyć i postarać się przeżyć oraz nie być trafionym pieczęcią. Bułka z masłem. Już po mnie.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem powoli ograniczać upływ magii. Świat powoli zaczął poruszać się coraz szybciej, jakby ktoś miał pilota i zaczął wracać do poprzedniej prędkości odtwarzania. Powróciły też odgłosy otoczenia, zamrożone podczas bezruchu. Skupiłem się tylko na uniknięciu pieczęci. W momencie już skoku jednak zauważyłem coś dziwnego. Pojawiła się podobna pieczęć tuż obok poprzedniej z kulką ognia, a mnie otoczyły wodne bicze. Natychmiastowo zrozumiałem co się dzieje.
- Wez...
Głosy także przycichły.
W następnej chwili magia Ayako odrzuciła mnie w tył, a czar Księżniczki gwałtownym wybuchem przyhamował ciężarówkę. W powietrzu skuliłem się i zaabsorbowałem siłę uderzenia, turlając się. Byłem trochę osmolony, miałem kilka obdarć i zadrapań, ale żyłem. Ciężarówka też wyglądała nie najgorzej. Idealna kontrola siły, trzeba przyznać.
- Mówiłeś, Ani-kun, że nie zrobisz nic głupiego!
Nad moją głową zatrzęsło się coś brązowego i mój świat wypełniła zieleń oczu przyjaciółki. Nigdy nie myślałem, że te kolory wydadzą się takie piękne i dostojne, mimo tego, że omawiana dziewczyna miała wyraźnie niezadowoloną minę. Teraz, w tym momencie, naprawdę dorastała do swojego nazwiska. (Amatsuka znaczy anioł dop. autor)
- Ayako! Jak się cieszę, że cię widzę!
Wstałem na nogi i ze szczęścia ją uściskałem.
- Wa wa wa wa... Co ty robisz, głupku!?
Ayako natomiast była cała czerwona i miała przerywany oddech. Musiała szybko biec, by się tu dostać. Zawsze jej powtarzam, że za mało ćwiczy.
- Shibata-sama, wszystko w porządku?
Ach, racja. Nie uratowała mnie jedna magia. Szybko się odsunąłem, lekko zażenowany, że trzymałem dziewczynę w ramionach w obecności innej osoby, i pokłoniłem się w podziękowaniu mojej drugiej wybawicielce.
- Dziękuję, Księżniczko, za ratunek. Bez twojej pomocy ciężarówka na pewno nie zatrzymałaby się i nawet z magią Ayako mógłbym odnieść obrażenia.
- Ej!
- Auć!
Po usłyszeniu mojej wypowiedzi, dalej czerwona Ayako uderzyła mnie łokciem pod żebro. Muszę zmienić zdanie. Ona nie potrzebuje już treningu. Masując obolałe miejsce, dodałem już poważnym tonem.
- Wasza wysokość. Widziałem magię, którą prawdopodobnie zaatakowano także moją siostrę. Pojawiła się na chwilę przed tym, jak ciężarówka miała mnie uderzyć. Była to pieczęć podobna do kręgu magicznego Waszej Wysokości otoczony różaną łodygą.
- Huh? - Księżniczka Aria chyba nie do końca zrozumiała o co mi chodzi, ale po chwili w jej oczach pojawiła się iskra zrozumienia. Ayako natomiast wyglądała jakby to było normalne. Nie przejmowała się, czy miała we mnie aż tak dużą wiarę? - Ale jak zobaczyłeś mój magiczny krąg? I jak mogłeś porównać krąg mojej rodziny i tę pieczęć?
- Taka jest natura magii Aniego. - Ayako się roześmiała. - Jak zwykle jest ona niewiarygodna, prawda?

środa, 7 maja 2014

Tom I Rozdział III

Szpital. Miejsce, gdzie leczy się chorych, a umierającym pomaga się przezwyciężyć śmierć dzięki nowoczesnej medycynie i magii. W dzisiejszych czasach praktycznie nie ma już choroby, której połączone siły nauki i mocy leczniczej nie dałyby wyleczyć. Teraz umiera się tylko ze starości lub nagle i przekleństwa raka, AIDS, czy innych nowotworów odeszły do lamusa. Dlatego jeśli tylko dostałeś się do takiego szpitala mogłeś spokojnie powiedzieć, że uciekłeś szponom śmierci. Jednak nawet w takim miejscu zdarzają się wyjątki i medycy nie wiedzą lub nie potrafią nic zrobić.
Minami, moja siostra, została takim przypadkiem, gdzie nie dało się jej uzdrowić. Jednak nie zginęła. Jej ciało dalej funkcjonuje, ale jej umysł... Zapadła w głęboką śpiączkę i jest bardzo prawdopodobne, że już się z niej wybudzi. Lekarze mówili, że to cud, że nawet przeżyła zderzenie z ciężarówką. Jednak co to za cud, gdy można zostać warzywem do końca swoich dni i nawet o tym nie wiedzieć? Jedna z pielęgniarek powiedziała, że Minami praktycznie już nie żyje. Oczywiście nie powiedziała tego do mnie i pewnie myślała, że nie usłyszę.
- Siostrzyczko...
Siedziałem przy jej łóżku już od kilku godzin, od kiedy tylko przybiegłem tutaj i lekarze skończyli operacje ratujące życie. Moja piękna siostra była tak połamana, że potrzebowano trzech operacji pod rząd i teraz leży cała w bandażach i talizmanach leczniczych.
Ayako została zabrana przez policję, by zeznać co się dokładnie wydarzyło, a Księżniczka poszła do Roberta. Drań ma się znacznie lepiej i już odzyskał przytomność. Z drugiej strony, jako, że on i Aria przybyli do Japonii nieoficjalnymi sposobami, do nich też zawitały służby bezpieczeństwa. Z tego co słyszałem, to musieli się ujawnić i ambasador Trójkrólestwa przyjechał, by zabrać Księżniczkę do ambasady. Ayako przed pojechaniem powiedziała, że to jego bariery uratowały go i Minami, więc chyba będę musiał się do niego przejść i mu podziękować.
Boże, jeśli nadal tam jesteś, proszę, niech moja słodka siostrzyczka wyzdrowieje i wróci do domu. Zrobię wszystko, by Minami znów mogła mnie podpalać na pobudkę, wyrzucała moje mangi, drwiła ze mnie i uprzykrzała mi życie jak to młodsza siostra robi. Nie będę się już na nią gniewać i nie powiem ani jednego złego słowa, tylko niech znów otworzy oczy!
- Ani? Dalej tu siedzisz?
Mama i tata wyjechali dzisiaj w swoje podróże służbowe i gdy tylko się dowiedzieli, co się stało, natychmiast je odwołali i zarezerwowali pierwsze czartery do Tokio. Nie pamiętam, by mama kiedykolwiek tak mocno płakała jak dzisiaj. Zawsze była dumną żoną syna wielkiego wojownika i utalentowaną czarodziejką. Natomiast ojciec miał srogi wyraz twarzy i tylko usiadł obok mnie. Pewnie usłyszeli to co ja, bo matka nie mogła się powstrzymać od łez, choć widziałem, jak ciężko próbuje nie okazywać ich przede mną. Nie mogąc już tego wytrzymać, wyszedłem z pokoju. Niech mama i tata pobędą trochę razem na osobności z Minami.
- Huh... Co ja robię? Uciekam, gdy powinienem tam siedzieć i pocieszyć mamę, jak na faceta przystało. Kurwa, kurwa, kurwa!
Ze złości zacząłem uderzać pięściami w ścianę. Dopiero po dłuższej chwili mi przeszło i już ciężko oddychając oparłem się o miejsce, w które przed chwilą uderzały moje ręce. Ból w dłoniach był przyjemny, pozwalał mi się wyciszyć. Jednak zaraz po tym jak się oparłem, czyjeś ręce otoczyły mnie od tyłu i usłyszałem znajomy głos.
- Ani-kun... Proszę... Nie rób sobie krzywdy więcej.
Ayako otuliła mnie rękoma i wreszcie teraz puściły mi łzy. To moja wina, że Minami została ranna. To ja powinienem z nimi wrócić lub ich zatrzymać i wspólnie zrobić zakupy. Ja mógłbym uratować Minami, dzięki mojej magii, dzięki Zerowemu Przyśpieszeniu mógłbym zdążyć i odepchnąć ją spod kół ciężarówki. Nieważne, że moje ciało by nie wytrzymało. Gdybym tylko tam był... Gdybym tylko był!
- Przepraszam, Ayako.
- Hm?
- Przepraszam, że musiałaś widzieć moją patetyczną stroną i za to, że mnie wtedy z wami nie było.
- Ani-kun?
W jej oczach zauważyłem zmieszanie i niepewność wywołane moim zachowaniem. Ja natomiast postanowiłem, że nie potrzeba już żadnych słów i tylko się uśmiechnąłem, a potem odbiegłem. Tak, jest jeszcze coś co mogę zrobić, choć nie wiem, czy powinienem.


Nasz dom był... nietypowy. Do starego dojo z czasów pra-pra-pradziadka dostawiono nowoczesny budynek mieszkalny, co tworzyło pewien kontrast pomiędzy nowym i starym, drewnem i betonem, tradycją i postępem. Przynajmniej każdy przechodzień tak mówił, choć dla mnie był to po prostu nowy dom dobudowany do starego i miejsce gdzie spędziłem niemal całe swoje dotychczasowe życie.
Poza tym to nie dom jest dla mnie dziwny, ale to, co było przed nim. I kto.
- Księżniczka Aria?
Przed bramą do mojego domu stała limuzyna z flagami ambasady (podejrzewam, że Trójkrólestwa) w biało-czerwoną szachownicę i żółto-niebiesko-czarnym krzyżem. Obok limuzyny stała Aria i choć słońce dopiero miało wzejść za kilka minut, to atmosfera poranka sprawiała, że Księżniczka wyglądała niczym najprawdziwsza wróżka wyciągnięta prosto z bajki. Przez myśl przeszło mi znów nazwa "Strażnik".
- Witaj, Andrew-sama.
- Aaa, tak. Dzień dobry. Co Księżniczka tutaj robi? Słyszałem, że pojechałaś do ambasady.
Szczerze byłem poddenerwowany. Wcześniej Aria miała na sobie zwykłe ciuchy, który mógł ubrać każdy, ale teraz była ubrana w gustowną suknię, czerwoną jak jej włosy, z kolią ozdobioną rubinami i związanymi włosami za pomocą białej wstążki. Także jej aura się zmieniła. Nie była ani tą zaspaną dziewczyną, ani tą wstydliwą panienką, tylko wytwarzała wokół siebie powietrze usytuowane władcom i szlachcie. Za jej plecami zauważyłem też jakiegoś podstarzałego mężczyznę w stroju lokaja. Zastępca Roberta?
- Król poprosił poprzez ambasadę o przekazanie mi adresu twej rodziny. Moja propozycja, byś został Strażnikiem jest dalej aktualna i przyjechałam usłyszeć odpowiedź.
- Księżniczko... to nie najlepsza chwila. Wiesz, że moja siostra została poważnie ranna i...
- Milcz, szczeniaku! Księżniczka osobiście się pofatygowała z prośbą aż do tej nędznej dzielnicy po twoją odpowiedź i czekała tu od dwóch godzin na przybycie kogokolwiek z waszej rodziny! Nie powinieneś...
- Proszę, zamilcz, Midasie.
- Tak, wasza miłość. Proszę o przebaczenie za mój wybuch.
Lokaj został po prostu zgaszony przez Księżniczkę i natychmiastowo się uspokoił. Czy wszyscy słudzy rodzin królewskich są tak nadwrażliwi, czy to ja mam pecha takich spotkać?
- Andrew-sama. Rozumiem, że wypadek jaki spotkał twoją siostrę podczas towarzyszenia mojemu słudze oraz stres wywołany o jej życie podczas operacji nie pozwala ci aktualnie jasno decydować o propozycji mojej rodziny, więc nie będę nalegała na natychmiastową odpowiedź, jednak proszę o jej szybkie przemyślenie. Dodatkowo, by ulżyć twej duszy, zapewnię, że postaram się o najlepszych lekarzy i uzdrowicieli dla twej siostry.
- Dziękuję, Księżniczko. - Ukłoniłem się, wzruszony jej dobrocią. - Dziękuję w imieniu moich rodziców, Minami i siebie samego.
- W takim razie do widzenia, Andrew-sama. Mam nadzieję, że szybko się spotkamy.
Podstarzały lokaj otworzył Księżniczce drzwi od limuzyny i szybko wsiadł za kierownicę oraz odjechał. Ciekawe, czy naprawdę Aria czekała tu już dwie godziny tylko po to, by usłyszeć moją odpowiedź? Jeśli tak, to w przeciwieństwie do swoich służących jest znacznie milsza niż myślałem.
Jednak nie wróciłem do domu po to, by się namyślać nad sytuacja Księżniczki. Wróciłem, bo chcę zrobić cokolwiek dla mojej siostry, a że mogę niewiele, to do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł. By jak się obudzi, mogła zobaczyć swojego ulubionego pluszaka, starego miśka, którego ma od kiedy tylko sięgam pamięcią, choć nie wiem skąd go wzięła. I choć czułem się trochę niepewnie wchodząc do pokoju siostry i grzebiąc w jej rzeczach, by znaleźć pluszaka, to nie powstrzymało mnie to na długo. Miś był wielkości dłoni, z oczami z guzików, trochę przetartym materiałem i czuć było od niego szampon, który Minami zawsze się myje. Uśmiechnąłem się gorzko. Moja droga siostrzyczka zawsze zarzeka się, że już jest jest dorosła i już nie śpi z pluszakami, ale w ręce właśnie miałem dowód na coś innego.
Przed wyjściem jeszcze odwiedziłem dojo w starym budynku. Były tam prochy dziadków i przyszedłem poprosić przodków o zdrowie dla Minami. W takiej sytuacji nawet najbardziej nikła szansa na poprawę jej stanu była pożądana.
- Dziadku, babciu i wszyscy przodkowie. Proszę was o zdrowie dla Minami i waszą opiekę nad nią.
Klasnąłem w dłonie dwa razy i się ukłoniłem. Za każdym razem, gdy się tu modliłem, moja dusza trochę się uspokajała, jakby czyjaś szorstka, ale troskliwa ręka zdejmowała ze mnie część trosk.
W biegu z powrotem do szpitala, na szybko przypomniałem sobie cały wczorajszy dzień. Poranek, gdzie obudziła mnie Minami, wspólne pójście do szkoły, ceremonia i poznanie przewodniczącej Miki Shoryu oraz profesor Namikawę, wspólny powrót z oburzeniem dziewczyn na moją osobę. Do tego momentu mój dzień wyglądał pewnie jak dzień niemal każdego innego ucznia. Dopiero pójście do marketu i moja ciekawość zmieniła to. Poznałem w gwałtowny sposób Księżniczkę, leżałem na jej udach (co dalej wywołuje uderzenie gorąca do mojej głowy), poznałem jej historię i jej lokaja oraz zostałem zbesztany przez Ayako i Minami. Potem były zaskakujące zakupy, bo sam na sam z Księżniczką, i straszna wiadomość od Ayako.
Nie żałuję spędzonego wczoraj dnia, ale nie opuszcza mnie myśl, że gdybym wtedy nie zainteresował się śpiącą na ziemi dziewczyną, to zrobiłbym szybko zakupy i miał kolację w domu, na którą Ayako pewnie by się wprosiła, a mama i tata nie musieliby przerywać swoich podróży w ten sam dzień w który je zaczęli. Jeśli Minami z tego nie wyjdzie, to... Nie! Nie! Wyjdzie z tego i razem jeszcze raz pójdziemy wspólnie do szkoły, śmiejąc się i żartując. I już nigdy, nawet w myślach, nie powiem, że bycie w jednej klasie z Ayako lub Minami oraz nadsyłanie przez ich fanów listów z pogróżkami jest złą rzeczą! Ja chcę, by te listy znajdowały się codziennie w mojej szafce na buty!
Pogrążony w myślach i błaganiach, nie zauważyłem osoby, która nagle wyszła zza rogu ulicy. Było to tak nagłe, że nie zdążyłem zrobić uniku i wpadłem na tę osobę. Jednak nie doszło do spodziewanego uderzenia, tylko moja ręka została boleśnie wykręcona i po chwili leżałem na plecach oglądając jaśniejące niebo.
- Ach, jak dobrze. Zaoszczędziłeś mi kłopotu.
Znajomy głos dobiegł mnie z góry. Robert pochylił się nade mną i podniósł mnie na nogi.
- Huh? Nie powinieneś leżeć w szpitalu? Potrąciła cię w końcu ciężarówka!?
- Nie przesadzaj. Dzięki barierom i szczęściu skończyło się na kilku lekkich zadrapaniach. - Machnął ręką lekceważąco. - Ważniejsze, że znalazłem C.I.E.B.I.E. przyszły Strażniku.
- Po co? - Podniosłem z ziemi pluszaka Minami i otrzepałem go z ziemi. Za samo to już chciałem przywalić mu w pysk. - Przecież byłeś przeciwny mojemu przyjęciu tego stanowiska.
- Ech... Chyba jeszcze nie do końca poznałeś Arię. Jest uparta i jeśli sobie coś upatrzy, to nie spocznie, dopóki tego nie zdobędzie. Jeśli jeszcze cię nie odwiedziła, to na pewno niedługo to zrobi.
Zabrakło mi słów na odpowiedź. Trafił w dziesiątkę.
- Więc jak widzisz, zamiast tracić siły na wyperswadowanie jej tego, opowiem ci z jakimi niebezpieczeństwami to się wiąże. Masz chyba chwilę, co nie?
- Umm... Nie za bar...
- Doskonale. Chodźmy czegoś się napić. Wszystko wtedy obgadamy.


W całodobowym barze zamówiłem zieloną herbatę, a Robert poprosił o czarną kawę. Gdy już napoje przyszły, i Robert podziękował kelnerce, przeszliśmy do sedna.
- Jak zauważyłeś, Aria jest dziewczyną raczej nieśmiałą, noszącą chłodną maskę, ale tak naprawdę jest osobę o wysokim stopniu pragnienia posiadania. Inaczej mówiąc jest chciwa. A ty zostałeś jej kolejnym celem, który chce zwerbować do swojej kolekcji.
- Może i chce, ale co to ma do rzeczy. Ponoć nawet w tej waszej nowej konstytucji jest napisane, że członkowie rodziny królewskiej powinni mieć ochronę składającą się tylko z członków rodzin bocznych gałęzi.
- No tak. I tu leży cały problem. Bo może i lojalność przeciw zewnętrznym przeciwnikom w ten sposób jest podniesiona, to także jest to niemal gwarancja braku odpowiednich osób na to stanowisko.
- Co masz na myśli?
- Ciebie na przykład. Nie znasz zasad ochrony VIP-ów, nie miałeś szkolenia bojowego, nie znasz się na broni, truciznach, magii ochronnej, wykrywającej czy leczniczej. Jesteś, powiedzmy sobie szczerze, normalnym licealistą, który potrafi trochę lepiej walczyć. I z powodu tego zapisu ktoś taki ma zostać Strażnikiem, gdy wokół jest równie dużo lojalnych osób o znacznie wyższych kwalifikacjach.
- Heh... - To było jedyne co uciekło mi z ust. Może i było to gorzkie, ale prawdziwe. Nie nadawałem się do bycia ochroniarzem tak ważnych osobistości, jak księżniczka innego państwa.
- Jednak jest pewna furtka w tym zapisie. Jeśli kandydat na Strażnika odmówi przyjęcia stanowiska i nie będzie nikogo innego do zastąpienia go, król wyznaczy nowego kandydata i przy zgodzie osoby chronionej, zostanie on Strażnikiem. Krótko ujmując, musisz kategorycznie powiedzieć, że nie będziesz bronił Arii i wszystkie problemy znikną.
- ...Zastanawiałem się, ale mówiłeś coś o opowiedzeniu co spotkało poprzednich Strażników i kandydatów na nich.
Robert wziął większy łyk swojej kawy i odstawił pusty kubek na stół. Potem spojrzał się na mnie znacznie groźniejszym wzrokiem.
- Racja. Zapomniałem powiedzieć, że wszyscy poprzedni Strażnicy Arii, którzy przyjęli się zadania jej ochrony... są w śpiączce.
- ...!
- Tak. W takiej samej, jak twoja siostra. Wszystkich ich spotkał ten sam schemat. Wypadek, strata przytomności, czasem otarcie się o śmierć i pozostanie w śpiączce, której nikt nie jest w stanie wytłumaczyć. Pierwszy Strażnik Arii, jej kuzynka, niedługo spędzi cztery lata w śpiączce.
Chciałem napić się herbaty, gdy zauważyłem, że moje ręce trzęsą się bez przerwy. Czułem strach, zażenowanie, lęk przed nieznanym, obawę o Minami i złość. Gniew, że ktoś zaatakował Minami, a jej nawet nie zaproponowano zostanie Strażnikiem. Że jakiś nieznany sprawca zaatakował niewinną niczego sobie osobę i możliwe, że już nigdy ona nie obudzi się i nie uśmiechnie się, zapłacze, czy sama odczuje gniew.
Ścisnąłem szklankę tak mocno, że zgniotłem ją i całą rękę miałem w odłamkach. Ból trochę mnie otrzeźwił i sam uspokoiłem kelnerkę, która wystraszona hałasem przybiegła i zaczęła przepraszać. Zapłaciłem za zniszczenia i z Robertem wyszedłem na zewnątrz. Dalej byłem roztrzęsiony, pachniałem zieloną herbatą i byłem mokry, ale przynajmniej teraz potrafiłem się opanować.
- Więc wychodzi na to, że ja lub moi rodzice mogą być kolejnymi celami tego zamachowca.
Po dłuższej chwili wreszcie udało mi się wydukać to pytanie. Robert tylko przytaknął.
- Jednak jaki to ma cel? Czemu ten zamachowiec atakuje tylko Strażników, a nie Księżniczkę? Przecież to nie ma sensu.
- Co do tego pytania to nie wiem jak odpowiedzieć. Kilku specjalistów podejrzewa, że chodzi tu o coś w rodzaju dominacji nad ofiarą, czy poczuciem posiadania jej losu w swoich rękach, albo wręcz niedopuszczaniem kogokolwiek innego w jej pobliże. Jest kilka teorii, a wszystkie równie prawdopodobne dla psychopaty.
- Nie przyszedłeś tu tylko, by powiedzieć mi, żebym nie przyjął pracy Strażnika prawda.
Robert zapalił papierosa i po chwili się uśmiechnął.
- Racja. Chcę zastawić pułapkę na tego psychopatę, a że może to być każdy z ambasady, muszę zrobić to po cichu i za plecami moich przełożonych.
- A ja mam być przynętą?
- Najlepszą, jaką można sobie wyobrazić.
Ciemne okulary Roberty zabłyszczały w wschodzącym słońcu, gdy wypowiedział te słowa. Świeży, poranny wiatr po raz pierwszy w moim życiu śmierdział krwią i zapowiedzią niebezpieczeństwa.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Tom I Rozdział II

- Aaauu...
Moja głowa, chciałbym rzec, ale nie daję rady wykrztusić nic więcej poza kilkoma jękami. Co się stało? Gdzie jestem? Co to za miękkie uczucie pod moją głową? Heh? Miękkie? I pod moją głową?
- Widzę, że wreszcie się obudziłeś.
Gdy tylko otworzyłem oczy, ukazała mi się przed oczami dziewczyna. Na tle gwiazd i z jakąś poświatą wyglądała niczym anioł. Ale widząc jej zimny, choć leniwy, wzrok przypomniałem sobie co się stało wcześniej. Pośpiesznie podniosłem głowę, ale szybka zmiana pozycji sprawiła, że zakręciło mi się w głowie i znów opadłem w to samo miejsce. Przy okazji też potwierdziłem, że nieznajoma używała swoich ud jako poduszki dla mnie.
- Spokojnie, amigo. Księżniczka potraktowała cię całkiem potężną magią i moja osłona nie wytrzymała do samego końca.
Nagle zza dziewczyny ukazał się jakiś chłopak. Miał ciemną, typową dla obcokrajowców z południa, skórę, ciemne okulary zasłaniające oczy i smoking. Szczerze powiedziawszy ten smoking kompletnie do niego nie pasował, bo dawała wrażenie osoby przyzwyczajonej do hawajskiej koszuli.
- No dobra, panie nieznajomy. Przypadkowo znalazłeś księżniczkę i omyłkowo zostałeś wzięty za wroga. Księżniczka chciała cię przeprosić za ten akt niepotrzebnej agresji i postanowiła użyczyć swoich ud jako poduszkę do czasu aż się obudzisz.
- Heh?
Co się dzieje? Księżniczka, jak ją chłopak w smokingu nazwał, nie odezwała się na razie ani jednym słowem od kiedy się obudziłem, ale powoli zacząłem kojarzyć fakty.
- Niech mnie Bóg chroni... Nie powinieneś oberwać tak mocno, by uszkodzić mózg i nie rozumieć co do ciebie mówię. Czy może od początku byłeś słabo rozgarnięty?
- Kim wy do licha jesteście? - udało mi się ostatkiem wykrztusić.
- Nie ważne. Uratowałem cię tylko, bo nie chciałem, by księżniczka miała ręce splamione niewinną krwią, a zostaliśmy, bo moja pani chciała jeszcze przeprosić. A więc okaż jej należyty szacunek i podziękowania.
Powoli już łapałem o co chodzi. Księżniczka, moja pani, wdzięczność, niewinna krew i tym podobne zwroty przypomniały mi o informacji z wczorajszych wiadomości. Kilka dni temu zniknęła księżniczka Trójkrólestwa, następczyni tronu państwa położonego w środkowej Europie i złożonego z dawnej Polski, Litwy i Łotwy oraz powstałego na wskutek wielu perturbacji w trakcie trzeciej wojny światowej. Prezenterka mówiła wtedy, że rozważa się możliwość porwania w celu okupu lub osiągnięcia korzyści politycznych przez przeciwników monarchii. Któż by pomyślał, że księżniczka mogłaby spać w uliczce za supermarketem w stolicy najbliższego sojusznika Trójkrólestwa, Japonii.
- Bardzo mi przykro za to, że w wyniku mojego ataku ucierpiałeś.
Senny głos księżniczki przerwał moje rozmyślania i kolejny raz spojrzałem na nią. Teraz już w pełni oburzony nareszcie skojarzyłem co robię i w jakiej pozycji się znajduje. Mianowicie leżałem na królewskich udach i tuż nad moją głową unosił się, dość pokaźnych rozmiarów, choć nie wykraczający poza słowo duży, królewski biust. A jeszcze trochę wyżej znajdowały się głębokie oczy księżniczki. W tym momencie mógłbym postawić złoto na orzechy, że cała twarz mi się zaczerwieniła.
- Nie, nie... Umm... Jak by to powiedzieć... Nic się przecież nie stało. Jestem cały i zdrowy i tylko Ayako i Minami... Właśnie, dziewczyny! Na pewno mnie szukają!
Poderwałem się na nogi i wyciągnąłem z kieszeni telefon. No tak, byłem nieprzytomny od ponad pięciu godzin. Mogę sobie tylko wyobrazić co mnie czeka, gdy wrócę tak spóźniony do domu i do tego jeszcze powiem, że zaatakowała mnie księżniczka z odległego kraju w Europie. Nikt mi nie uwierzy!
- Ha ha ha... Jak to dobrze nie mieć zmartwień. Moja pani, powinniśmy już iść. Musimy poszukać schronienia.
Mężczyzna ukłonił się przed dziewczyną i podał rękę, by pomóc jej wstać. Księżniczka jednak zignorowała ją i sama się podniosła, otrzepała z ziemi i kolejny raz schyliła przede mną głowę. Nie wiedziałem co powiedzieć. Dlaczego mi się kłania? Sądząc po minie garniturowca, on też nie wiedział co księżniczka wyczynia.
- Jestem Aria Muza Joanna Zawisza, księżniczka Zjednoczonego Trójkrólestwa i przyszła następczyni tronu, czarodziejka europejskiego systemu żywiołów o mocy ognia.
- Ach... Księżniczko, nie ma potrzeby byś przedstawiała się oficjalnie temu mężczyźnie z pospólstwa!
Gdy tylko księżniczka się przedstawiła i dygnęła, jej służący podbiegł blady jak ściana do niej. Szczerze to mu się nie dziwię. Sam byłem zdziwiony i lekko przerażony takim obrotem spraw. Jednak nie nazywałbym siebie magiem, gdybym nie odpowiedział zgodnie z etykietą. Ukłoniłem się i głośno wypowiedziałem swoje imię.
- Jestem Shibata Andrew, uczeń liceum imienia dr Ryo Shirogawy, mag niestandardowego systemu o mocy Zerowe Przyśpieszenie.
Była to niepisana umowa w etykiecie, gdy pojedynki pomiędzy zwłaszcza potężnymi magami zaczęły bardziej przypominać pojedynki rycerzy z średniowiecznej Europy. Wkrótce ten pomysł został przyswojony przez praktycznie wszystkich magów i przy okazji także ustalono kilka systemów, czyli europejski, japoński, chiński, azjatycki, afrykański, amazoński, amerykański, australijski i niestandardowy. Każdy system odznaczał się tym, że na tym terenie występował jakiś typ magii praktycznie niespotykany gdzie indziej. Oczywiście mój system niestandardowy jest także wyjątkiem i został utworzony specjalnie dla takich mocy.
- Andrew... Shibata...
Księżniczka po usłyszeniu mojego przedstawienia wzdrygnęła się i pierwszy raz jej spojrzenie nie ukazywało znudzenia lub zmęczenia, ale ciekawość i energię. Jej lokaj także jakby spojrzał zupełnie inaczej na mnie, choć ciężko było mi stwierdzić na czym ta inność polega.
- Eee... Coś nie tak z moim nazwiskiem?
- Można tak rzec. Możesz to potwierdzić? Jesteś Andrew Shibata, syn Marii i Kyo Shibata oraz wnuk Yamato Shibata?
Mrugnąłem ze zdziwienia. Imię dziadka jeszcze mógłbym zrozumieć, bo był bohaterem w wojnie zjednoczeniowej w Trójkrólestwie i tam poznał babcię, ale skąd oni mogliby wiedzieć o moich rodzicach, którzy nawet nie wyjechali z Japonii?
- Tak... Wszystko się zgadza.
Nagle mężczyzna się ukłonił i choć wyraz twarzy księżniczki się nie zmienił, miałem wrażenie, że jest zadowolona. Dlaczego dowiedziałem się po chwili.
- Ach, księżniczko, księżniczko! Nareszcie go znaleźliśmy! Nareszcie znaleźliśmy twojego Strażnika!
- Eee..!?



Po około kolejnych trzydziestu minutach...
- Onii-chan!
- Ani-kun!
Leżałem na ziemi od podwójnej pięści mojej siostry i Ayako. Cóż, to nie do końca moja wina, że się nie odzywałem i się o mnie martwiły, ale nie dlatego dostałem tęgi łomot. Powodem było...
- Jak to możliwe, że gdy my się zamartwiamy, ty jesteś w objęciach jakiejś dziewczyny, Onii-SAMA?!
O cholera... Minami zwraca się do mnie w ten sposób tylko i wyłącznie gdy jest naprawdę wściekła. A tak. Dodatkowo gdy mnie obydwie znalazły, mężczyzna, lokaj o imieniu Robert, skończył właśnie wyjaśniać mi, że dziewczyna którą ożenił dziadek w Trójkrólestwie pochodzi z obecnej rodziny królewskiej i od czasu zjednoczenia przyjęto formę, że członkowie dalszej rodziny zostają Strażnikami, czyli ochroniarzami głównej rodziny. I tak się okazało, że kilku moich kuzynów obecnie leży w szpitalu i już nie może pełnić tej funkcji, przez co księżniczka w towarzystwie Roberta wybrała się w tajemnicy do Japonii w poszukiwaniu rodziny dziadka. W tym momencie właśnie Aria zaczęła mnie mocno tulić i dziewczyny akurat nas znalazły. Serio, lepszego czasu nie miały...
Poza tym odezwijcie się wreszcie! Nawet z ziemi słyszę, że Robert próbuje wstrzymać się od ryknięcia śmiechem. Drań jeden! To wasza wina w końcu!
- Przepraszam bardzo za brata. Upewnię się, że w domu dostanie porządne wykształcenie.
Z jednej strony cieszę się, że Minami tak bardzo się o mnie troszczy, ale z drugiej jak pomyślę o jej częstych nieporozumieniach w różnych związanych ze mną sprawach, to zaczyna mnie głowa boleć. Za każdym razem muszę się tłumaczyć kilka godzin!
- Już, już Minami-chan. Jestem pewna, że Ani-kun ma jakieś wytłumaczenie.
O mój Boże! Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale Ayako, jesteś aniołem, który zstąpił w odpowiedzi na moje błagania! Moja kochana Ayako, na pewno ci się...
- Bo przecież jestem pewna, że taki zboczeniec jak Ani-kun nie przykleja się do dziewczyn na widoku innego chłopaka bez dobrej wymówki, prawda Ani-kun?
I ty Ayako!? Odwołuję wszystko, ten twój uśmiech to twarz diabła, nie anioła!
- Księżniczko, chyba przypadkowo znaleźliśmy kolejnego członka rodziny spełniającego warunek zostania twym Strażnikiem.
- He?
- Księżniczka?
Dziewczyny wreszcie mnie puściły i nareszcie się skupiły na kimś innym. Przynajmniej tak myślałem...
- Poderwałeś księżniczkę, Ani-kun!?
- Poderwałeś księżniczkę, Onii-chan!?
Synchronizacja idealna. One na pewno nie są bliźniaczkami? Na pewno są duchowymi. Zaraz... Co? Znowu się pomyliły!? Aż ręce załamałem, siedząc na ziemi.
- Ayako... Minami... Od kiedy uważacie mnie za zboczeńca i osobę zdolną do skandali politycznych? Czy ja naprawdę tak wyglądam w waszych oczach?
Gdy już straciłem jakąkolwiek nadzieję na rzeczowe wyjaśnienie całej sytuacji poczułem czyjąś rękę na mojej głowie. To księżniczka Aria stanęła za mną i pewnie widząc moją opłakaną sytuację postanowiła się zlitować nad uciśnioną duszą. Dziękuję ci, Wasza Wysokość!
- Drogie panie, jak wnioskuję z tejże rozmowy, jedna z was jest spokrewniona z tym dżentelmenem. Tak więc chciałbym powiedzieć w imieniu księżniczki, że miło was poznać. Ja jestem kamerdynerem Jej Miłości i z nieukrywanym żalem muszę się przyznać, że zgubiłem się w tym mieście i w imieniu księżniczki oraz swoim proszę was o pomocną dłoń. Jej Miłość także chciałaby poznać resztę krewnych jeśli w niczym to nie przeszkadza.
Ten potok słów wypełniony służalczą wręcz grzecznością, wytwornością osoby obracającej się w wyższych sferach i czegoś dziwnego czego nie dawało się określić (żalu? smutku?) powstrzymał dziewczyny przed kolejnym wywodem. Nawet słodkie są, gdy się tak zmieszają i nie wiedzą co odpowiedzieć. A na pewno przyjemniejsze dla ucha.
- Umm... Ta... Tak, oczywiście! Ależ tak! Rodzice na pewno się ucieszą z odwiedzin dalekich krewnych!
Minami w końcu doszła do siebie i odpowiedziała Robertowi. Mi się wydaje, czy na jej policzkach dostrzegłem ślady rumieńca? Nie sądziłem, że ona jest w typach szlachciców i bogaczy. Zawsze wydawało mi się, że lubiła rozrabiaków, przynajmniej jeśli przypomniałem sobie tych chłopaków, którzy jakiś czas za nią chodzili w gimnazjum. Hmm... Czy ja aby na pewno tym powinienem się przejmować? Moja słodka Minami tak szybko dorasta!
- Dziękujemy więc z góry za zaproszenie i z chęcią oddamy się pod waszą opiekę.
- Ach, nie, nie. To nic wielkiego, prawda, Onii-chan?
- Tak, tak. I tak mieli do nas wpaść, więc nie musisz robić z tego tak wielkiej sprawy.
Minami natychmiast chwyciła mnie za policzek, skoro stojąca obok mnie księżniczka nie pozwalała zbytnio na użycie pięści.
- Nie bądź taki niegrzeczny, Onii-chan. Idź szybko kupić to co miałeś i wracamy do domu. Ja już z Robertem... Znaczy się, my już księżniczkę i pana Roberta zabierzemy. Nie chcemy przecież, by przez twoje ślamazarstwo się rozchorowali, prawda?
- Dobrze, dobrze.
Wstałem, ukłoniłem się przed księżniczką i poszedłem w stronę wyjścia uliczki. I tak już straciłem tutaj wystarczająco dużo czasu, a nie jestem na tyle tępy, by nie zauważyć maślanych oczu jakie siostra robiła do tego kamerdynera. Śmierć przystojniakom.
Market na szczęście był jeszcze otwarty. Szczęście w nieszczęściu, że początek zdarzenia był wcześnie i że krótko byłem nieprzytomny bo w innym przypadku musiałbym iść na drugi koniec miasta do sklepu całodobowego. Jednak za nim wszedłem, usłyszałem za sobą szybkie kroki. Pewnie Ayako lub Minami chciały jeszcze bym kupił im coś specjalnego.
- Jeśli chcesz coś słodkiego, to musisz poczekać aż dojdziemy do domu.
- Umm... Wybacz, Andrew-kun.
- Uah!
To nie była ani Ayako, ani tym bardziej Minami. Za mną stała, a raczej robiła ukłon, księżniczka z miną wyrażającą, że kompletnie nie wie co zrobić z moją reakcją.
- Wybacz, księżniczko. Myślałem, że jesteś jedną z tych krzykaczek, co się mną wysługują.
Księżniczka podniosła i przechyliła głowę w zakłopotaniu. Trzeba przyznać, że ta czysta reakcja biła słodyczą tamtą dwójkę już w przedbiegach. Swoją drogą choć z początku wydawała się trochę bezemocjonalna, to teraz widzę, że jest po prostu nieśmiała. Ciekawa czy to sytuacja ją tak przerosła, czy też jest taka z natury?
- Swoją drogą, na początku powiedziałaś, że też chcę z tobą walczyć. O co chodziło?
- Umm... W trakcie naszej wędrówki... wpadliśmy w pewne kłopoty i... nas ścigali ciągle i atakowali za każdym razem, gdy nas znajdowali. Robert się zazwyczaj nimi zajmował, ale czasami kilku się prześlizgiwało i... sama się musiałam... nimi zająć.
- Hmm? Odstawialiście ich na policję?
- Nie. Robert powiedział, że mogłoby to przyciągnąć niepotrzebną uwagę.
Racja. Gdyby mieli dostarczać tych bandziorów na policję musieliby złożyć zeznania i zostawić dane kontaktowe, co nie pasowało do ich chęci cichego przemieszczania się po kraju.
- Umm... Wasza wysokość? Nie wiem, czy moje zdolności kucharskie będą na zadowalającym poziomie, ale jeśli masz życzenia, to postaram się ugotować coś dla ciebie.
Wysnułem propozycję prosto jak z jakieś komedii romantycznej. Normalnie sam zachciałem uderzyć się dłonią w twarz.
- Proszę mów mi Aria. I jako że jeszcze nie znam za dobrze tutejszej kuchni, to pozostawię tobie decyzje Andrew-sama.
- Ha... ha ha... Mów mi Ani, Wasza... Aria-san. Nie przywykłem do tego, by ludzie mówili do mnie z szacunkiem. Jestem na to jeszcze za młody.
- Ha ha ha... Dobrze, Ani-san.
Księżniczka ma naprawdę piękny śmiech. Niczym dzwoneczki na wietrze. Moje serce zostało pochwycone przez tę arystokracką atmosferę wokół niej. Poza tym jestem, że każdy chłopak chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Robić zakupy z piękną dziewczyną zza granicy i śmiać się razem. Do tego jest to jeszcze księżniczka!
Mam nadzieję, że jeśli to komedia romantyczna, to nie zmieni się w sytuację, gdzie będą głównym bohaterem otoczonym gromadą pięknych dziewczyn i nie będę wiedział jak się za nie zabrać. Jestem przecież chłopakiem w sile młodości i chce chodzić na randki i robić różne rzeczy przeznaczone tylko dla par! Zwłaszcza te zboczone!
Reszta zakupów minęła w mgnieniu oka. Księżniczka ogólnie mało mówiła i tylko czasem pytała się o jakiś kupiony przeze mnie przedmiot jak zupa miso w proszku lub ryżowe kulki w ośmiu smakach. Aż nie chciało mi się wierzyć, że całkiem niedawno omal sama nie usmażyła mnie na chrupko. Ale większym zaskoczeniem była dla mnie jej dobra znajomość japońskiego. Przy okazji także dowiedziałem się, że jej ród wywodzi się z zachodnich ziem Trójkrólestwa, czyli jak sama wytłumaczyła, Polski. Po angielsku się to chyba wymawia Poland.
- Ani-kun!
Gdy już wyszliśmy ze sklepu, znajomy głos i postać czekały na mnie na zewnątrz. Ayako stała tutaj wyraźnie zaniepokojona i wyglądało jakby przed chwilą przebiegła spory dystans.
- Hmm? Ayako? Myślałem, że poszłaś z Minami odprowadzić tego lokaja do naszego domu, bo dzisiaj twoi rodzice późno wracają i cię wtedy odbiorą.
- Tak, tak. Byłam z nią, ale... Minami-chan... i Robert-san... Oni... oni...
Była bardzo poddenerwowana i głos się po chwili zaczął jej łamać. Ogarnęły mnie złe przeczucia.
- Już. Odetchnij i powiedz co się stało. To nie podobne do ciebie, byś miała trudności z oddychaniem.
- Minami-chan i Robert-san mieli wypadek. Potrącił ich samochód i zostali zabrani do szpitala. Z Minami lała się krew. Dużo krwi... Ja... Ja...
Później zapamiętałem tylko, że puściłem torby z zakupami i gdy Ayako wydukała do którego szpitala zabrano moją młodszą siostrę, rzuciłem się do biegu nie patrząc na nic innego.

niedziela, 2 marca 2014

Tom I Rozdział I

W trakcie wojny większość dużych miast została kompletnie lub w znacznym stopniu zniszczona, a zmniejszona ludność i systemy gospodarcze nie radziły sobie za dobrze z ich odbudową w ciągu pierwszych powojennych latach. Dlatego też wiele miast przeszło metamorfozę na odbudowaną, nowoczesną strefę z przylegającymi gruzami starego miasta, które jest stopniowo oczyszczane lub zostały całkowicie opuszczone. Tokio należy do tych pierwszych.
- Dzień dobry, Ani-kun!
- Waaahh! *plusk* Khe, khe... Dobry Ayako...
Jak tylko wyszliśmy z domu, zostaliśmy zaatakowani przez wielką kulę wody. Minami ochroniła się tarczą wiatru, a ja próbowałem się zasłonić chociaż trochę torbą. Jednak na taką ilość moja próba przypominała zasłonięcie się chusteczką przed nacierającą falą tsunami. Nic dziwnego, że wylądowałem na plecach i tylko ledwo odpowiedziałem.
- Onii-chan! Nie czas się wylegiwać! Niedługo się spóźnimy na ceremonię rozpoczęcia!
- Spokojnie, Minami-chan. Mój tata nas podwiezie pół drogi.
Osoba, która mnie zaatakowała, przywitała się, a potem zaoferowała podwózkę była nikim innym jak Ayako Amatsuka, choć niewiele w niej z anioła. Dziewczyna z wyższej sfery, z przyjemną dla oka aparycją, krótkimi, brązowymi włosami, zielonymi, dużymi oczami i pełnymi ustami. Pod względem charakteru jest... normalną, szesnastoletnią dziewczyną z kompleksami na temat swojej płaskiej klatki piersiowej i lubiącą się bawić z innymi. Choć czasem lubi bardziej chłopięce zabawy jak łapanie żab, aniżeli lalki.
- Ale teraz jest cały mokry! Myślisz, że ile będzie schnął mi mundurek?!
- Pff... 3 sekundy?
Ayako machnęła ręką i niemal cała wilgoć ze mnie uniosła się w powietrze i rozproszyła.
- Zadowolony? No to teraz chodźmy. Papa też ma dzisiaj jakieś spotkanie.
- Tak, tak. Chodźmy, Onii-chan!
Obydwie podniosły mnie za ręce z ziemi i praktycznie rzuciły w kierunku auta. Oczywiście tak nieskoordynowane ruchy tej dwójki ze mną sprawiły, że wylądowałem na glebie po raz drugi, tym razem przodem jednak. Dostałem, a jakżeby inaczej, opieprz za wylegiwanie się i dopiero wtedy ruszyliśmy w stronę szkoły. Pan Amatsuka jak zawsze był uprzejmy i opowiadał rożne kawały prowadząc auto (jedną z jego przyjemności, której nie chce oddać szoferowi, jest podwożenie naszej trójki wszędzie gdzie może). Starszy pan, z zaczątkiem siwych włosów i figurą byłego biegacza jako żywo przypominał swoją córkę. A może powinienem powiedzieć, że to córka wyglądem wdała się w ojca? W każdym razie dzięki podwózce zdążyliśmy jakoś na ceremonię rozpoczęcia.
- Uff, uff... Jesteśmy. Ayako, do której klasy cię wpisali?
Zapytałem się już na miejscu. W głębi duszy miałem nadzieję, że ona nie będzie w tej samej co ja. Prawda, jesteśmy przyjaciółmi, ale jeśli w tej szkole znowu miałbym znajdować listy z żyletkami w mojej szafce na buty z jej powodu, to zacząłbym się poważnie zastanawiać nad zmianą liceum. Choć skoro moja siostra trafiła do klasy B, a ja do D, to wątpię by Bóg był aż tak miłosierny i oszczędził mi jej towarzystwa.
- Hmm... Jestem w D chyba. A wy w których?
- Ja w B, a Ani też w D.
- ...
Wiedziałem. Miłosierdzie Boże skończyło się na tym, że zostałem rozdzielony z tym diabłem zwanym moją siostrą. To się dopiero mówi wpaść z deszczu pod rynnę...
- Chodźmy już na ceremonię. Nie chcę pierwszego dnia dostać nagany przez spóźnienie się.
Ayako podniosła uradowana rękę i zaczęła ciągnąć nas w stronę hali sportowej. Nasza trójka zajęła ostatnie dostępne miejsca niemal z samego tyłu w porządku Ayako, ja i Minami. Przed nami siedziały jakieś bardzo rozgadane dziewczyny, a trochę w bok równie rozgadani chłopcy. Natomiast na plecach poczułem dobrze mi znane z poprzednich lat spojrzenie pełne morderczych intencji. Ahh... Może otworzyć sklep z żyletkami? Przynajmniej miałbym jak trochę dorobić do studenckiego życia.
- Hm? Co jest Ani?
- Nic, nic Minami. Trochę wspominałem tylko.
- Ha ha ha... - Kurcze, kiedy się śmieje, to naprawdę wygląda jak przesłodka siostrzyczka, którą każdy chciałby mieć. Nikt mi nigdy nie uwierzy w tej chwili, że to istny diabeł. - Tylko nie zagłębiaj się za daleko w te wspominki, braciszku.
- Tak, tak. Dobrze, że dzisiaj jest praktycznie tylko ceremonia.
- Yhym. Będziemy musieli tylko się zarejestrować w swoich klasach i możemy wracać do domu. Nie zapomnij o tym, tak jak w pierwszym roku gimnazjum.
- Ha ha ha... To było zabawne, co nie Minami? Ani musiał wtedy przez tydzień tłumaczyć się, że jest uczniem.
- Jesteście bezlitosne...



Ceremonia przebiegła bez żadnych niespodzianek. Rada uczniowska wygłosiła swoje powitanie, dyrekcja i kilku najważniejszych nauczycieli przemówiło i na sam koniec swoją mowę miał przedstawiciel pierwszoroczniaków. Szczerze nie pamiętam jego imienia, bo wyglądał na typowego honorowego ucznia z którym jedyne o czym można rozmawiać to jakie lekcje zostały zadane i jakie książki powinno się teraz wypożyczyć do nauki.
Jednak po samej już ceremoni nasza trójka została niespodziewana zaczepiona przez przewodniczącą rady uczniowskiej.
- Cześć, jestem Miki Shoryu i pełnię w tej szkole rolę przewodniczącej naszej rady. Czy wy jesteście rodzeństwem Shibata?
Zarówno ja jak i Minami wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Rozumiem gdyby chodziło o Ayako, bo jest z dość znanej rodziny, ale po co ktoś ze starszych klas miałby się interesować mną i moją siostrą. Właściwie gdyby to był chłopak, to interesowanie się Minami byłoby jeszczze zrozumiałe.
- Tak, ja jestem Andrew Shibata, to moja siostra Minami, a to nasza przyjaciółka Ayako Amatsuka. Miło nam cię poznać Shoryu-san.
Cała nasza trójka się przywitała skinieniem głowy. Przy okazji też obejrzałem sobie od dołu do góry naszą przewodniczącą. Z tylnego miejsca nie było za dobrze widać, ale Shoryu z bliska była bardzo usportowiona i nawet szkolny mundurek nie łagodził tego obrazu. Zakład, że poza piastowaniem urzędu na szczycie bierze też udział w jakichś aktywnościach klubów sportowych albo przynajmniej dużo ćwiczy. Czarne oczy i włosy aż do talii, miła dla oka talia i łagodny uśmiech natomiast pokazywał doskonały przykład idealnej japońskiej kobiety. Przy czym biła z niej także taka aura spokoju iż mógłbym przysiąc, że nawet wiatr uciszył się pod jej wpływem. Kompletne przeciwieństwo tej dwójki obok mnie.
- Ach, proszę, mówcie mi po prostu Miki. Mi także miło was poznać.
- W takim razie mów mi Minami.
- Do mnie też wystarczy Ayako.
- No to skoro reszta już poszła, to proszę mów mi Andrew lub Ani w skrócie. Proszę się nami zaopiekować.
Po wymienionych kolejny raz uprzejmościach, spojrzenie Miki straciło część spokoju i bardziej rzeczowo się na mnie spojrzała.
- Jeśli pozwolicie, chciałabym z wami zamienić kilka słów.
- Ja raczej nie widzę problemu. Ayako nie będzie przeszkadzać?
- Nie, nie. To nic takiego poważnego. Po prostu wynikły pewne nieścisłości w waszych testach i profesor Namikawa poprosiła bym was przyprowadziła. Nie powinno to zająć więcej niż kilka minut.
Ayako i Minami spojrzały się na mnie jak na jakiegoś jadowitego węża. Przysięgam, jestem niewinny! Uczciwie wszystko zdałem!


- Ach! Ty jesteś Andrew Shibata-kun, prawda? Chciałam ci pogratulować.
Jak tylko weszliśmy do środka, starsza kobieta (według mnie koło trzydziestki) uścisnęła mi dłoń i zaczęła mi nagle gratulować. Cała nasza czwórka była zdębiała, z czego wznoszę, że przewodnicząca także nie wiedziała po co konkretnie byłem wezwany. Cóż, jeśli góra ma do ciebie jakieś podejrzenia, a zwłaszcza w sprawie egzaminu, to nie ma raczej co się spodziewać ciepłego powitania i gratulacji.
- Miło mi, miło mi. Jestem Yu Namikawa, twoja wychowawczyni i nauczycielki historii. Miki, a te damy to kto?
Namikawa lekko się zdziwiła, gdy wreszcie spostrzegła, że nie przyszedłem tylko ja i przewodnicząca. Ayako także od razu wysunęła się do przodu, pokazując jak szybko potrafi niecodziennie przypadki po prostu zaakceptować.
- Jestem Ayako Amatsuka, przyjaciółka Aniego i jednocześnie jego koleżanka. Miło mi cię poznać, sensei.
Jak zwykle po przedstawieniu się, Ayako wykonała nienaganny ukłon.
- Jestem Minami Shibata, siostra Aniego, także pierwszoroczna. Mi też miło panią poznać.
Siostra także pokazała klasę. Chyba wpływ Ayako na nią jest jednak trochę większy niż podejrzewałem.
- Ach, ach... Mi także miło was poznać. O ile się nie mylę, Ayako-chan i Minami-chan zajęły miejsca w pierwszej dziesiątce pośród testów. Co za wspaniałe wyniki!
- Umm... Sensei? Nie miałaś jakiejś sprawy do Andrew-sama?
Przewodnicząca nieśmiało przywróciła pierwotny temat i powód naszego przyjścia tutaj.
-Racja, racja. Shibata-kun, chodzi o twoje testy, jak już pewnie Miki-chan ci powiedziała, ale nie martw się. Nie chodzi o podejrzenie oszustwa, tylko o to, że twoje wyniki są... nierówne. Rozumiesz, prawda?
Odetchnąłem z ulgą. A więc o to się rozchodziło. Poczułem też, że ostre spojrzenia Minami i Ayako także znacznie złagodniały. Zresztą powinienem się spodziewać tego, że egzamin wstępny wykazał ogromną przepaść pomiędzy częścią praktyczną i teoretyczną.
- Chodzi o to, że pokonałem instruktorów w walce i z teorii się ledwo załapałem?
- Mniej więcej. O ile twoja wiedza umiejscawia się na przeciętnym poziomie, to twoje zdolności jako maga w tej konkretnie uczelni są niespotykane. Normalnie ze swoimi umiejętnościami powinieneś pójść do akademii wojskowej.
- Profesor Namikawa przesadza. Moje zdolności jako maga w czystej formie są nawet gorsze niż moja wiedza.
Była to prawda. Moja magia była słaba i niewiele mogłem z nią zrobić, jeśli wiele warunków na raz nie było spełnionych. Szczerze to nawet nie wiedziałem, czy naprawdę powinno się mnie nazywać magiem.
- Chodzi o to, że jesteś naturalnym magiem?
- Tak. Jestem tylko bezetem.
Przyznałem z rezygnacją. Skrót bezet pochodzi od pierwszych liter określenia naturalnych magów, czyli od Boskiej Zasługi lub, bardziej dosadnie, Bez Zera. Bezeci nie potrzebowali Zero do rozwinięcia magicznych zdolności, ale to te sztuczne były znacznie silniejsze i bardziej przydatne, było to więc określenie używane przez magów, którzy zetknęli się z Zerem i pogardzali takimi jak ja.
- Onii-chan! Miałeś już tak na siebie mówić!
- Dokładnie Ani-kun! To czy jesteś naturalny, czy nie, nie zmienia faktu, że jesteś silny!
Uśmiechnąłem się tylko na te głosy oburzenia. Te dwie nigdy nie potrafiły zaakceptować mojego defektu, jednak się z nimi nie kłóciłem. Zarówne one jak i ja miałem rację, więc nie warto się nad tym kłócić.
- Ha ha ha... - natomiast profesor Namikawa się roześmiała na moje słowa. - Widzę, że nie będę musiała cię pilnować. To dobrze, że nie jesteś zadufany w swojej sile, ale tak jak Minami-chan i Ayako-chan powiedziały, powinieneś mieć więcej pewności siebie.
- Czy sensei wezwała mnie tylko, by sprawdzić jaki mam charakter?
- Hmm... Być może. - Namikawa uśmiechnęła się szelmowsko, ale po chwili wróciła do poważniejszej postawy. - Jednak poza potwierdzeniem wyników testu, chciałabym też o coś poprosić ciebie, Shibata-kun. Chciałbyś zostać instruktorom magicznej walki w naszej szkole?



- Nie wierzę, że odrzuciłeś tę ofertę, Ani. Przecież to byłoby coś wspaniałego.
Już po rozdzieleniu się z profesor Namikawą i przewodniczącą, te dwie zaczęły mnie zasypywać mnie zażaleniami z powodu mojej decyzji.
- Przecież wiecie, że moją magię nie da się wyuczyć u nikogo, a to dzięki niej mogę walczyć tak skutecznie.
No właśnie, moja moc naturalnego maga, która nie pozwala mi korzystać praktycznie z innej magii - Zerowa Prędkość. Dzisiejszy świat można podzielić w stosunku, że na jednego maga przypada dziewięciu zwykłych ludzi. Bezeci stanowią jakieś 5% magów, więc w najlepszym razie na świecie jest kilka tysięcy, a do tego magia bezetów jest unikalna i zazwyczaj bezużyteczna. Śmiało więc mogę powiedzieć, że nikt poza mną nie posiada takiej samej magii co ja polegającej na przyśpieszeniu myślenie i refleksu do takiego stopnia, że świat wydaje się stać w miejscu. Oczywiście ma to swoją cenę. To że ja mogę przyśpieszyć, nie znaczy, że moje ciało również to potrafi i jeśli nie będę uważać, mogę przez przypadek rozerwać sobie mięśnie w kończynach, skręcić kark lub najzwyczajniej zmiażdżyć się od przeciążenia.
- Ale nawet bez magii potrafisz świetnie walczyć. Przecież wasz dziadek prowadził szkołę walki i obydwoje odebraliście tam solidną porcję treningu.
- Tak, tak. Nawet gdy mieliśmy ledwo 10 lat, Ani już pokonywał samą techniką starszych uczniów bez oszustw.
Opuściłem głowę z zażenowania. Te dwie jak nie siłą, to wygórowanym zdaniem mi przywalą.
- Ah... - Nagle się zatrzymałem, a dziewczyny ze zdziwieniem na mnie spojrzały. - Zapomnieliśmy kupić składniki na kolację...
Minami spojrzała na mnie z rozczarowaniem, a Ayako ze zdziwieniem. To prawda, że dla rodziny Amakusa nie ma potrzeby kupowania niczego, bo sprzedawcy jeszcze sami to przywiozą, ale dla szarych członków społeczeństwa, takich jak rodzina Shibata to kryzys zapomnieć o uzupełniuniu lodówki.
- Idźcie przodem. Ja pobiegnę do supermarketu i postaram się kupić coś do jedzenia.
Bez dalszych zbędnych słów zostawiłem je na drodze i ruszyłem w pełnym biegu. Na szczęście sklep był tylko dziesięć minut biegu, choć w przeciwną stronę, więc szybko się tam dostałem. Jednak widok jaki zastałem tam sprawił, że zapomniałem znowu o zakupach.
- Umm... Przepraszam? Wszystko z panią dobrze?
Mianowicie za sklepem zobaczyłem śpiącą w kartonie dziewczynę. Piękna jak z obrazka, z jasnymi, czereśniowymi włosami, gładką niczym jedwab skórą i twarzą, która pewnie anioły przyprawia o zazdrość. I dużymi jak melony piersiami. No co? Jestem przecież facetem.
- Hmm? Huaaa... Gdzie jestem? - Nieznajoma z półprzytomnym wyrazem twarzy spojrzała się na mnie. Duże, lazurowe oczy od razu mnie pochłonęły. - Kim jesteś?
- Umm... Ee... Jestem Andrew Shibata i znajdujemy się na tyle sklepu w Tokio... - odpowiedziałem niepewnie.
- Yhym... Shibata... Też chcesz się bić? No dobrze.
Nagle zachowanie nieznajomej się zmieniło. Dalej wyglądała jakby zaraz miała wrócić do krainy snów, ale atmosfera stała się ciężka i napięta. Instynktownie spiąłem wszystkie mięśnie, gotowy na wszystko.
- A teraz... Giń.
Z ręki dziewczyny wystrzeliła ogromna kula ognia. Jej wielkość była zadziwiająca i dała mi jednocześnie do zrozumienia, jak potężnym magiem musi ona być.
- O chole...

Tom I Prolog

- Ani...
Cisza i czyjś dotyk.
- Ani... Wsta...
Jakieś urywane słowa.
- Wstawaj Ani.
Słodki głosik szepcze mi coś do ucha.
- Mmmmmmuuuuuu... Nie zostawiasz mi wyboru.
- Ugh!
Jakiś ciężar znikąd na mnie spadł i wreszcie się obudziłem. Popatrzyłem na twarz diabła, który mi to zrobił. Na twarz mojej młodszej o rok siostry z czerwonymi włosami zawiązanymi w kucyki po bokach, lekko zadartym nosem, półotwartymi ustami w złośliwym uśmieszku i dużymi, błękitnymi oczami wpatrującymi się we mnie z bliska.
- Dzień dobry, Onii-chan! Wstawaj, bo się spóźnimy do szkoły.
- Haaa... - westchnąłem. - Dzień dobry. Dziwne, że dzisiaj mnie nie przypaliłaś, Minami.
- Dzisiaj jestem tak podekscytowana, że magia nie chce mnie słuchać, Onii-chan! A więc zrobiłam to w trochę bardziej tradycyjnym stylu. Hihi - bezczelnie się zaśmiała i wystawiła mi język. Diabeł o aparycji anioła, bo że jest piękną dziewczyną niestety trzeba przyznać. W klasie zawsze była ulubienicą chłopaków i nawet jeśli ich chłodno zbywała, to ci i tak byli szczęśliwi jakby wygrali los na loterii. Nie potrafię zrozumieć tych moich już byłych znajomych z klasy, naprawdę.
- Ugh! - Coś znowu na mnie spadło. - Dobra, dobra, już wstaję! Nie skacz tak!
- Hihi... No to do zobaczenia na dole. Mama zostawiła nam śniadanie.
Gdy tylko Minami wyszła z pokoju, wstałem i wziąłem do ręki nowy mundurek. Tak. Dzisiaj zaczyna się nowy rok szkolny i moje życie zmieni się nie do poznania. Dzisiaj jest szansa na zawiązanie nowych przyjaźni, nowych nadziei i pożegnanie ze starym. Od dzisiaj jest uczniem magicznego liceum im. Ryo Shirogawy, odkrywcy pierwiastka Zero, źródła wszelkiej nowoczesnej magii, i fundatora współczesnego społeczeństwa magów do którego należę ja, Andrew Takuya i moja siostra Minami. Dzisiaj, pierwszego Maja roku 2096, stanę się pełnoprawnym członkiem tego społeczeństwa.
- No szybciej Onii-chan! Ayako zaraz przyjdzie!
- Już schodzę!
Odkrzyknąłem, puściłem muzykę w radiu i zacząłem się przebierać, przypominając sobie wiedzę na temat patrona mojej nowej szkoły.
Ryo Shirogawa urodzony 2023 od najmłodszych lat był uważany za geniusza w archeologii i geologii, w wieku ledwo 20 lat był już doktorem w obydwu dziedzinach i zasłynął udoskonaleniem metody odkrywania i ustalania wieku znajdowanych ruin. W wieku 25 lat ożenił się z inną badaczką, Minami Kyoshi, i urodziła im się córka, późniejsza pierwsza czarodziejka, Lapis. Gdy Lapis miała lat 10, teraz już doktor Shirogawa, wyruszył na Antarktydę zbadać starożytną budowlę przypominającą piramidę i wrócił z wyprawy z kamieniem. Kamień był pierwiastkiem nieznanym do tej pory ludzkości, lecz ze wstępnych badań wynikło, że niczym się nie wyróżniał z pośród innych już znanych, a nawet, że w przemyśle lub produkcji jest całkowicie bezużyteczny. Nie wiedząc jakie jest jego właściwe zastosowanie, doktor Shirogawa zabrał znalezisko do domu w Tokio i tylko na chwilę wstąpił do domu po parę potrzebnych mu rzeczy. Córka chcąc zrobić psikus ojcu, zajrzała do torby z kamieniem i wyciągnęła go. Wtedy szary kawałek skały rozjarzył się purpurą, a Lapis cała pokryła się ogniem. Jednak ogień nic jej nie robił. Wtedy odkryto, że pierwiastek w kamieniu, nazwany wcześniej Zero, mutuje umysł nierozwiniętych jeszcze w pełni dzieci i zmienia sposób połączeń komórek nerwowych w całym ciele umożliwiając korzystanie z magii. Z powodu chęci posiadania nowego źródła mocy, w roku 2069 wybuchła III Wojna Światowa, gdzie Ameryka, Japonia i kraje środkowej Europy walczyły z Sojuszem Chińsko-Sowieckim, Unią Trzeciego Świata i Paktem Europejskim o kontrolę kamieniem. Dopiero doktor Shirogawa z pomocą swojej córki i kilku innych nowych magów zdołał pogodzić przywódców czterech wielkich potęg militarnych po dziewięciu latach wojny i ustanowił obowiązujący dzisiaj system rotacji odłamków pierwiastka Zera pomiędzy stronami. Świat w ciągu ostatnich 20 lat zdołał się w większości już podnieść z tej strasznej tragedii, która zabrała życie ponad 3 miliardom ludzi i zmiotła z powierzchni ziemi niezliczone miasta.
- Dobra, Minami! Wielki Brat już schodzi i ruszajmy do szkoły!
- Ok!