wtorek, 10 czerwca 2014

Tom I Rozdział IV

- Cześć, siostrzyczko. Przyniosłem ci pluszaka, byś nie czuła się tutaj samotna.
- ...
- Nie martw się. Nie zrobię nic głupiego.
- ...
- Tak, obiecuję ci to.
- ...
Położyłem misia obok poduszki Minami. Przy jej łóżku stały monitory wyświetlające jej puls, ciśnienie krwi i inne medyczne rzeczy. Łącznie z aktywnością fal mózgowych, które były płaskie jak stół.
- Przekażę rodzicom, że wszystko jest dobrze.
Nikt nie odpowiedział. Byłem sam z moją siostrą w pokoju. Rodzice musieli widocznie gdzieś wyjść. Możliwe, że nawet ta cała sprawa i nerwy sprawiły, że poczuli się senni i poszli się gdzieś przespać. Ja też odczuwałem już zmęczenie, ale zanim zasnę, chcę się przygotować do nocy. Słowa Roberta tuż przed naszym rozstaniem rozbrzmiały mi znów w uszach.
"- Musimy założyć, że napastnik to ktoś nowy w twoim otoczeniu. Dlatego pewnie nie zna za dobrze okolicy i możemy wykorzystać ten fakt. Możemy go zwabić do jakiegoś odludnego miejsca i tam pokonać. Masz jakiś pomysł, gdzie moglibyśmy zastawić pułapkę?"
Tak, znam jedno miejsce, odpowiedziałem wtedy. Do głowy przyszły mi przedmieścia pełne jeszcze gruzów i opuszczonych budynków. Nawet jeśli miałbym tam walczyć przeciwko temu napastnikowi, to nie musiałbym się ograniczać. Robert też nie. Jednak to, co później mi powiedział trochę mnie przeraziło. Miałem zostać przynętą. Cóż, logicznie ujmując, tylko ja się nadawałem, bo jak Księżniczka i Robert powiedzieli, poluje on tylko na Strażników lub kandydatów na Strażnika. A jeśli odrzucimy moich rodziców, którzy mimo wszystko są normalnymi ludźmi, zostaję tylko ja.
- Ani?
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i stanęła w nich dobrze mi znana dziewczyna.
- Hm? Ach, Ayako. Co jest?
- N-nie, nic. Po prostu miałeś tak poważną minę, że myślałam, że znowu zaczniesz uderzać ścianę szpitala.
- Ha ha... Nie, nie. Nie mam zamiaru powtarzać tej głupoty.
Wstałem od łóżka Minami i wyminąłem Ayako. Chciałem wrócić do domu, by się przygotować i trochę przespać oraz omówić szczegóły na temat zasadzki z Robertem. Wtedy coś pociągnęło mnie za rękaw koszuli i odwróciłem się do mojej przyjaciółki, która mocno pochwyciła materiał i miała spuszczoną głowę.
- Już widziałam kiedyś te oczy. Są takie same, gdy wyszedłeś po tym jak dowiedziałeś się, że mnie i Minami zaczepiali młodziki, gdy byliśmy w trzeciej klasie. Wróciłeś potem cały poobijany i ledwo żywy.
Uśmiechnąłem się cierpko i siłą rozwarłem jej palce. Potem poklepałem ją po głowie.
- Nie zrobię nic głupiego.
- Obiecujesz?
- Tak.
- Jesteś tego pewien?
Tym razem roześmiałem się serdecznie. I nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Tak, jestem tego pewien, ale jeśli chcesz się upewnić, to mam małą prośbę do ciebie.


Minęło południe jak się obudziłem. Jak tylko wróciłem do domu, zawładnęło mną takie zmęczenie, że nie byłem w stanie zostać przytomnym. Jednak zanim Morfeusz zawołał mnie swymi pieśniami do krainy snów, zdążyłem zadzwonić do ambasady Trójkrólestwa i umówić się na spotkanie w sprawie zostania Strażnikiem. Pewnie dzięki temu i Księżniczce, która mnie wcześniej odwiedziła, udało mi się ominąć większość administracyjnych dróg i umówić się na piątą po południu. Zostało mi więc jeszcze około trzech godzin zanim będę musiał wyjść.
Rodziców nie było w domu i nie wyglądało na to, żeby wrócili w trakcie mojego snu. Pewnie dalej martwią się o Minami w szpitalu lub pracują przez telefon. Jestem pewien, że ich szefowie zrozumieją sytuację, ale chciałbym też szybko rozwiązać sam problem i pozwolić mamie i tacie spokojnie pracować bez zmartwień.
Szybko uszykowałem sobie kilka kanapek na lekki posiłek i jeszcze raz w głowie przeleciałem wszystkie punkty planu Roberta.
Po pierwsze: Skontaktować się z ambasadą Trójkrólestwa i umówić się na spotkanie z księżniczką. To już zrobiłem.
Po drugie: Zgodzić się zostać Strażnikiem, by zmusić do działania napastnika. Przynajmniej zgodzić się na papierze, bo szczerze powiedziawszy dalej nie wiem, czy chcę nim zostać.
Po trzecie: Czekać na atak i przenieść walkę w umówione miejsce w jakiś sposób. Choć do opuszczonej hali nie jest zbyt daleko i można tam dotrzeć ode mnie w kilka minut, to jeśli się zdarzy, że będę musiał biec z ambasady i to jeszcze będąc atakowanym, to może to zająć dłuższą chwilę.
Po czwarte: Pokonać napastnika, dowiedzieć się w jaki sposób sprawia, że jego ofiary zostają w śpiączce i przekazać tę informację lekarzom.
Po piąte: Radować się ze zdrową już Minami.
Szczerze powiedziawszy każdy punkt po pierwszym jest trudny lub coś może pójść nie tak. Przykładowo napastnik może teraz przyczajać się po ostatnim ataku i zanim znów to zrobi, może minąć trochę czasu, może zaatakować tak sprytnie, że nie będę mógł się obronić i od razu mnie dorwie, mogę nie dotrzeć na przedmieścia, przeciwnik może okazać się za silny lub może się okazać, że nie można skontrować jego magii lub by to zrobić, trzeba spełnić jakieś nieludzkie warunki. Wszystko jest możliwe i wszystko może pójść źle.
Uff... Odetchnąłem głęboko i się uspokoiłem. Nerwy mi nie pomogą. Jednak nie mogłem już czekać, więc postanowiłem przebiec się do ambasady. Autobusem dotarłbym tam pewnie w mniej niż pół godziny, ale chciałem rozruszać mięśnie i wysiłkiem oczyścić umysł.
Na miejsce dotarłem znacznie szybciej niż się spodziewałem. Budynek ambasady Trójkrólestwa był ogromny. Nie przypominał jednak nowoczesnych budynków jakich teraz pełno w odbudowywanym Tokio, ale raczej wyglądał jak rezydencja przywieziona prosto z Europy. Z przodu budynek ciągnął się na lewo i na prawo, otoczony przyciętym trawnikiem, żywopłotowymi statuami i atmosferą arystokracji. Na bramie i nad budynkiem zauważyłem charakterystyczną flagę z krzyżem i chodzących wszędzie ludzi w czarnych garniturach i okularach.
Podszedłem do bramy i strażnika jej pilnującego.
- Proszę podać cel wizyty. Od razu uprzedzam, że teren ambasady jest uznany jako teren przynależący do Zjednoczonego Trójkrólestwa Korony i wszelkie przestępstwa na jej terenie będą sądzone pod prawem Trójkrólestwa. Magia w trakcie pobytu w ambasadzie jest zakazana.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć w odpowiedzi, inny mężczyzna podszedł do nas i wyszeptał coś do ucha strażnika. Ten tylko lekko rozchylił brwi w zdziwieniu, spojrzał się na mnie, jak na coś dziwnego i nacisnął jakiś guzik, po czym brama się otworzyła.
- Księżniczka Aria wyczekuje pana w holu. Proszę za mną.
- Aa... Tak... Dobrze.
Mężczyzna odwrócił się i ruszył w stronę ambasady, a ja po chwili zmieszania ruszyłem za nim. Skąd wiedzieli, że przyszedłem teraz w sprawie pracy?
Księżniczka rzeczywiście czekała na mnie w holu. Miała na sobie tę samą wytworną suknię, co dzisiaj rano i tym razem jej uroda, podkreślona przez wytworność pomieszczenia, zaparła mi dech w piersiach.
- Cieszę się, że zechciałeś przyjąć moją propozycję, Andrew-sama.
- Ach, nie. To zaszczyt być twoim osobistym ochroniarzem, księżniczko Ario.
Ukłoniłem się lekko, ale miałem wrażenie, że moja odpowiedź zasmuciła Księżniczkę. Nie jestem tego pewien, bo trwało to dosłownie ułamek chwili i równie dobrze mogło być iluzją stworzoną przez padające światło.
- Andrew-sama, możemy się przejść? Chciałabym dokładnie omówić naszą umowę w sprawie twojego zostania Strażnikiem.
- Oczywiście, nie widzę żadnych przeszkód.
- Doskonale, przejdźmy się więc do ogrodu.
Księżniczka ruszyła przodem, odsyłając najpierw wszystkich służących. W ogrodzie, już sami, znaleźliśmy cichy kąt z ławką i stolikiem i usiedliśmy razem. Szczerze powiedziawszy byłem trochę zakłopotany. No bo jakby popatrzeć na to trochę z innej perspektywy, to byłem sam na sam z zamorską pięknością. Ba, nie tyle pięknością, co księżniczką. I tak sobie teraz razem siedzieliśmy na ławce w ogrodzie, w miejscu, gdzie nikt nas nie widzi. Dwa dni temu każdemu kto powiedziałby, że przytrafi mi się coś takiego, kazałbym nie zbliżać się do mnie.
- Andrew-sama, przejdę od razu do rzeczy. Zostanie Strażnikiem to nie tylko pozostanie nim tytularnie, ale w sposób faktyczny, poprzez nałożenie pieczęci na twoje ciało i zapewnienie w ten sposób twojej wierności.
Zdziwiłem się trochę. Jednak biorąc pod uwagę, że Strażnik zostaje praktycznie cieniem takiej osoby i wszędzie za nią podąża, to nie dziwne, że zostały podjęte dodatkowe środki ochrony. Historia zna wiele przykładów, gdzie to ochroniarz zabił osobę, którą miał chronić, nawet jeśli, a czasem nawet właśnie dlatego, byli spokrewnieni.
- W trakcie wojny pieczęć była dostrojona, by sprawić ból lub zabić niewiernego Strażnika, ale w trakcie pokoju wyszło, że jeśli Strażnik i jego podopieczny mają... niemoralne stosunki... i Strażnik będzie chciał zakończyć relacje, to także poniesie najcięższą karę. Dlatego ograniczono jej moc do silnego bólu i utraty przytomności.
- Umm... Dlaczego teraz mi o tym mówisz, Wasza Wysokość?
Znowu. Znowu widziałem ten wyraz twarzy smutku i byłem pewny, że tym razem na pewno nie przywidziało mi się. Ale dlaczego? Nie mogłem tego rozgryźć.
- Chcę być szczera i chcę, żebyś podjął decyzję w pełni świadomy konsekwencji.
- Tak... Dziękuję za szczerość, Wasza Wysokość.
Popadłem w zadumę. Sprawa pieczęci zmieniała wszystko. Nie dość, że i tak musiałbym zmienić swoje życie w sposób całkowity i dokumentny, to jeszcze doszła możliwość stracenia przytomności w każdej chwili, w jakiej jej konstruktorzy przewidzieli, że mogę stać się niebezpieczny dla księżniczki Arii. Dodatkowo przyszedłem tylko po to, by wywabić napastnika z ukrycia i tak naprawdę nie zastanawiałem się nad tą propozycją.
Jednak z drugiej strony miałem pilnować niezwykłej piękności, księżniczki innego kraju, o czym pewnie fantazjował każdy chłopak w pewnym momencie swojego życia. Księżniczka zresztą była nie tylko piękna, ale także utalentowana w magii, dobrze wychowana, bogata... Wymieniać można by długo. I jeszcze ten smutek w jej oczach. Jaki facet mógłby zostawić zasmuconą dziewczyną samą z jej problemami?
- Księżniczko... - zacząłem trochę niezręcznie. - Prawdą jest, że nie chcę zostać Strażnikiem. Chcę dorwać osobę odpowiedzialną za obecny stan Minami i wymierzyć mu należytą karę.
Cholera, cholera, cholera... Zanim zdążyłem przemyśleć co mówię, moje ciało samo zareagowało i powiedziałem całą prawdę. Nie zdziwię się jeśli dostanę w twarz za chęć jej wykorzystania. Choć czy księżniczka zniży się do tak prostego sposobu wyrażenia gniewu?
- Jednak to nie jest tak, że nie chcę pomóc. Jednak nie mogę się zgodzić na rozstanie z moją rodziną. Poza tym mam także swoje marzenia, jak pójście na randkę z dziewczyną, doświadczenie życia w liceum i wiele tym podobnych. Wiem także, że choć Minami i Ayako często są dla mnie utrapieniem, to będą tęsknić, a zwłaszcza moja siostra. Jestem niezmiernie wdzięczny, że Wasza Wysokość tak bardzo chcę mnie jako swojego Strażnika.
Prawdopodobnie skrewiłem na całej linii, ale teraz już było za późno. Będę musiał z Robertem obmyślić inny sposób dorwania zamachowca. Kiedy już wstawałem, nie mogąc znieść nagle zapadniętej ciszy między nami, Księżniczka chwyciła mnie za rękę. Zdziwiony spojrzałem na nią, odkrywając z jeszcze większym zdumieniem, że ona także jest zdziwiona. Wyglądało to tak, jakby nie była świadoma swojej ręki dopóki mnie nie pochwyciła. Jednak Aria szybko mnie puściła i zakłopotana się odwróciła. Tym razem bez przeszkód już odszedłem i jakimś cudem szybko trafiłem poprzez tutejszy labirynt żywopłotów do ambasady. Puszczono mnie równie szybko jak przyjęto i już po chwili wracałem do domu na piechotę.
I co ja mam teraz zrobić? Straciłem prawdopodobnie jedyną okazję na zbliżenie się do zamachowca i wyciągnięcie od niego sposobu na uleczenie Minami. Ach... I co zrobić? Co teraz zrobić?
- ...bata-kun!
- Hmm...? - Ktoś mnie wołał. Chciałem zapytać kto, gdy zauważyłem nagle pędzącą w moją stronę ciężarówkę.
Z automatu, mogę rzec, puściłem moją magię w ruch. Świat natychmiast spowolnił do niewyobrażalnego tempa. Wyglądało to jakby pędzący na mnie pojazd nagle się zatrzymał. Niedaleko lecący owad zawisł w powietrzu niemrawo poruszając skrzydłami. Na twarzy kierowcy zauważyłem czysty terror osoby, która nagle straciła panowaniem nad pojazdem. Sama ciężarówka wyglądała jak pojazd sprzed ponad wieku. Choć miała standardowy dzisiaj silnik elektryczny, więc jej nie usłyszałem, to wyglądała, jakby ktoś ją wyciągnął prosto z muzeum z czasów, gdy jeszcze magia nie istniała w świadomości społeczeństwa. Miała nawet kilka wgnieceń od długiego użytkowania. Istny antyk.
Mogłem tak sobie spokojnie dostrzec wszystkie szczegóły tego świata, ale wiem, że tak naprawdę to nie świat spowolnił, tylko moje zmysły ostro przyśpieszyły. A z tej odległości i przy takiej prędkości ciężarówki, nawet jeśli bym chciał, to nie dam rady uskoczyć i wyjść z tego cało.
- We...
Czy tak ma się zakończyć moje młodzieńcze życie? Po prostu rozjechany przez ciężarówkę nad którą utracono panowanie.
- Wezw...
Ciekawe czy Robertowi uda się wytropić osobę odpowiedzialną za stan Minami?
- Wezwij na...
Hmm? Na masce zobaczyłem jakiś dziwny symbol. Nie wyglądał jak logo firmy czy producenta i wydawał się lekko świecić. Wyglądał jak cztery greckie omegi splecione ze sobą i owinięte jakimś drutem z kolców... nie, łodygą róży.
- Wezwij nas...
Czyżby to było zaklęcie, którego szukałem? Wygląda nie jak typowe zaklęcie, które zapisane wygląda zazwyczaj jak okrąg ułożony z liter, ale bardziej jak pieczęć. Czyli w ostatnich chwilach swojego życia jestem przynajmniej w stanie dowiedzieć się jaka magia wprawiła moją siostrę w śpiączkę. Innymi słowy, mam przed sobą sposób na przygotowanie przeciwzaklęcia, ale nie mam sposobu, by przekazać tą wiedzę innym
- Uwolnij nas...
Te nieustające szepty. Jak zawsze są denerwujące. Zamknęłyby się wreszcie! Dobra. Nieoczekiwanie zdobyłem poszukiwane przeze mnie informacje, więc czas chyba trochę przyśpieszyć i postarać się przeżyć oraz nie być trafionym pieczęcią. Bułka z masłem. Już po mnie.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem powoli ograniczać upływ magii. Świat powoli zaczął poruszać się coraz szybciej, jakby ktoś miał pilota i zaczął wracać do poprzedniej prędkości odtwarzania. Powróciły też odgłosy otoczenia, zamrożone podczas bezruchu. Skupiłem się tylko na uniknięciu pieczęci. W momencie już skoku jednak zauważyłem coś dziwnego. Pojawiła się podobna pieczęć tuż obok poprzedniej z kulką ognia, a mnie otoczyły wodne bicze. Natychmiastowo zrozumiałem co się dzieje.
- Wez...
Głosy także przycichły.
W następnej chwili magia Ayako odrzuciła mnie w tył, a czar Księżniczki gwałtownym wybuchem przyhamował ciężarówkę. W powietrzu skuliłem się i zaabsorbowałem siłę uderzenia, turlając się. Byłem trochę osmolony, miałem kilka obdarć i zadrapań, ale żyłem. Ciężarówka też wyglądała nie najgorzej. Idealna kontrola siły, trzeba przyznać.
- Mówiłeś, Ani-kun, że nie zrobisz nic głupiego!
Nad moją głową zatrzęsło się coś brązowego i mój świat wypełniła zieleń oczu przyjaciółki. Nigdy nie myślałem, że te kolory wydadzą się takie piękne i dostojne, mimo tego, że omawiana dziewczyna miała wyraźnie niezadowoloną minę. Teraz, w tym momencie, naprawdę dorastała do swojego nazwiska. (Amatsuka znaczy anioł dop. autor)
- Ayako! Jak się cieszę, że cię widzę!
Wstałem na nogi i ze szczęścia ją uściskałem.
- Wa wa wa wa... Co ty robisz, głupku!?
Ayako natomiast była cała czerwona i miała przerywany oddech. Musiała szybko biec, by się tu dostać. Zawsze jej powtarzam, że za mało ćwiczy.
- Shibata-sama, wszystko w porządku?
Ach, racja. Nie uratowała mnie jedna magia. Szybko się odsunąłem, lekko zażenowany, że trzymałem dziewczynę w ramionach w obecności innej osoby, i pokłoniłem się w podziękowaniu mojej drugiej wybawicielce.
- Dziękuję, Księżniczko, za ratunek. Bez twojej pomocy ciężarówka na pewno nie zatrzymałaby się i nawet z magią Ayako mógłbym odnieść obrażenia.
- Ej!
- Auć!
Po usłyszeniu mojej wypowiedzi, dalej czerwona Ayako uderzyła mnie łokciem pod żebro. Muszę zmienić zdanie. Ona nie potrzebuje już treningu. Masując obolałe miejsce, dodałem już poważnym tonem.
- Wasza wysokość. Widziałem magię, którą prawdopodobnie zaatakowano także moją siostrę. Pojawiła się na chwilę przed tym, jak ciężarówka miała mnie uderzyć. Była to pieczęć podobna do kręgu magicznego Waszej Wysokości otoczony różaną łodygą.
- Huh? - Księżniczka Aria chyba nie do końca zrozumiała o co mi chodzi, ale po chwili w jej oczach pojawiła się iskra zrozumienia. Ayako natomiast wyglądała jakby to było normalne. Nie przejmowała się, czy miała we mnie aż tak dużą wiarę? - Ale jak zobaczyłeś mój magiczny krąg? I jak mogłeś porównać krąg mojej rodziny i tę pieczęć?
- Taka jest natura magii Aniego. - Ayako się roześmiała. - Jak zwykle jest ona niewiarygodna, prawda?

8 komentarzy:

  1. Ależ się szybko do tej opowieści przywiązałam. Masz niezaprzeczalny talent, chociaż czasem brakuje mu jeszcze formy. To, o czym chcę powiedzieć, to fakt, że zdarzają ci się czasem dziwne stwierdzenia, które widzę, bo niedawno mi samej to wytknięto. Najbardziej wyraźny przykład: "nie byłem w stanie zostać przytomnym". Nie jest to oczywiście nic wielkiego, ale wygląda trochę nie po polsku.

    Więcej zarzutów nie mam. Męczy mnie jednak pewna sprawa. Zastanawiam się, czy ten surowy styl bloga i brak "upiększaczy" służy opowiadaniu - które, uważam, jest naprawdę ciekawe. Niestety, wśród ogromu internetu jakoś trzeba zwrócić ludzką uwagę. Przyznaję się, kiedy trafiłam tutaj pierwszy raz, wyszłam bez zastanowienia. Dopiero za drugim - przy okazji nowych rozdziałów w "Barze", postanowiłam przysiąść, do tej pory nie bardzo wiem czemu.
    Niby mówią, że dobra treść wypozycjonuje się sama. Ale czy nie warto jej pomóc? Sama obecnie pracuję nad mniej pstrokatym szablonem, bo czuję, że przesadziłam w drugą stronę i że to odstrasza. Im więcej ludziom dajemy, tym bardziej są wybredni.

    Dobra, już nie gadam. Chciałam tylko powiedzieć, że szkoda by było, żeby dobry tekst zmarnował się w otchłani internetu.

    Co do rozdziału - co tu dużo mówić - ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy. I dzięki za powiadomienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do polskiego... Yhym... Od dłuższego już czasu czytam dużo książek po angielsku i trochę moje myślenie o formie i kształcie tekstu delikatnie się zmieniło do tego sprzed czasu, gdy czytałem tylko w języku ojczystym. Nawet czasem myślę po angielsku i trudno mi znaleźć polskiego odpowiednika tych myśli.

      Co do upiększaczy. Może nie widać, ale jestem już weteranem w blogosferze. Prowadziłem chyba z pięć czy sześć innych blogów, z czego trzy ro były opowiadania. Dwa dalej po cichu piszę, ale już bez publikacji. Tam właśnie piękne szablony przedstawione przez moją przyjaciółkę utalentowaną w tym. Do tej historii jednak uważam, że surowy, czysty styl lepiej pasuje niż cokolwiek innego. Choć nie wykluczam, że w przyszłości może zmienię zdanie, gdy tomy pójdą do przodu.

      Gadać możesz, ile chcesz. Ciekawe dyskusje to jedno z moich ulubionych hobby, a ty masz sporo ciekawych spostrzeżeń tu i tam. A jak polecisz tekst innym, to tak szybko nie zniknie zawalony innymi historiami :P

      Powiadamiać będę, bo jak mówiłem, stały czytelnik to szczęście i napęd każdego pisarza. Swoją drogą staram się też mieć jakiś systematyczny okres publikacji, by pokazywały się najlepiej w ciągu pierwszego tygodnia każdego miesiąca.

      Usuń
    2. Cóż, ja Piachem wróciłam do blogowania po długiej przerwie. Cztery, może pięć lat. Tekst jest wypromować jeszcze trudniej, jeszcze trudniej przyciągnąć czytelnika treścią. Sama nie wiem, czy chodzi o to, czy tekst ma być dobry: denerwuję się okropnie, kiedy widzę opowieści o pół zdolnych gwiazdach i zakochanych w nich nastolatkach. Mimo że z milionami błędów, to są czytane dziesięć razy częściej.
      Co do czytania po angielsku, mam to samo z włoskim. Na szczęście zajęcia się właśnie skończyły, ale trzy obce języki naraz - i dziwnie wykształceni 'humaniści" na kierunku - pozwoliły mi zupełnie zatracić umiejętność składnego pisania. Czas chyba przysiąść przy książkach. Polskich książkach.


      Jeśli będę się spóźniać z czytaniem twoich rozdziałów - musisz mi to wybaczyć. Bywam bardzo zajęta, bywam bardzo leniwa. Są takie miesiące, że nie mam ochoty widzieć literek - albo samego komputera. Ale historia mnie wciągnęła, dlatego możesz być pewny, że jeśli nawet nie na bieżąco, to na pewno będę czytać.

      Usuń
    3. Hah... Szczerze powiedziawszy też widziałem tę tendencję do zaglądania na bezlitośnie słabe powieści o gwiazdkach i gwiazdeczkach kręcące się wokół jednego schematu. No ale większość blogowiczek to dziewczynki z podstawówki i gimnazjum przechodzące swoje pierwsze miłostki w wyidealizowanych chłopcach(?), więc raczej się temu nie dziwię. Jakaś chyba jedność w marzeniach czy coś...

      Włoski jest ciekawy, ale jak dla mnie trochę... płynny. Wiem, że angielski i japoński to także bardziej śpiewne języki niż nasz ojczysty, ale w angielskim żyję prawie pół swojego czasu i nawet zacząłem rozróżniać akcenty, a z japońskim się osłuchałem do tego stopnia, że jestem w stanie w przybliżeniu zrozumieć co się do mnie mówi. Z włoskim miałem mały kontakt :P

      Usuń
    4. Płynny? Jak najbardziej, ale to chyba najprzyjemniejszy język (jeśli chodzi o jego naukę), z jakim miałam okazję się zetknąć. Angielskiego nie lubię. Nie do tego stopnia, co hiszpańskiego oczywiście (po prostu ostatnio przez zaliczenia przebrnęłam LEDWIE), ale źle mi się go słucha. Znam na tyle, żeby mi się dobrze w internetach siedziało, ale nic poza tym.
      Japoński - po czterech latach nauki, kiedy wpadłam ostatnio na zajęcia po dwóch latach przerwy - nie rozumiałam nic. Gramatykę znam, pisać w jakimś stopniu umiem, ale rozmowa w tym języku to dla mnie czarna magia. Po czterech latach umiem tyle, co z włoskiego umiałam po pierwszym.

      Wbrew wszystkiemu lubię słuchać niemieckiego, ale oprócz ogólnego sensu wyłapuję raczej niewiele. Może z tego względu tak bardzo lubię staroangielski, nad którym spędziłam rok swojego życia. Jeśli jeszcze nie miałeś okazji, naprawdę warto. Ja się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia.

      Może niepotrzebnie to mówię. Kształcisz się w jakimś kierunku bliskim anglistyce? Czy może tak tylko po godzinach bierze cię pasja?

      Usuń
    5. Hmm... Raczej pasja. Dużo czytam powieści, oglądam filmy po angielsku (oryginalny głos aktora jest the best) i gram w tym języku. Często nawet nie chce mi się sięgać po tłumaczeniach, a jak czegoś nie rozumiem, to wyciągam to z kontekstu i dołączam do słownika. Ale poza pasją mam też obowiązek uczenia się angielskiego jako aktualny student kierunku inżynieryjnego. A tu do wyboru jest tylko angielski i niemiecki. Z samą anglistyką też miałem do czynienia raczej dla ciekawości niż bo musiałem c:

      Usuń
    6. "(...) niż bo musiałem" - absolutny mistrz tygodnia, jeśli chodzi o poprawną polszczyznę :D.

      Faktycznie - chcąc nie chcąc, po angielsku znajdziesz wszystko. To pasja, którą łatwo rozwijać - i z pewnością warto.
      Jedyną grą, którą udało mi się bezproblemowo (!) znaleźć po włosku, było Assassins' Creed. Pierwszą książką, która wpadła mi w ręce, było FF na jego podstawie. Filmów raczej nie oglądam, ale ostatnio zdarza mi się przypomnieć sobie dawne czasy i pooglądać anime. A znaleźć anime po włosku - to już wyczyn.

      Pośród tego wszystkiego bardzo łatwo zatracić nasz własny język. Dlatego właśnie pierwszy tydzień zasłużonych wakacji zamierzam spędzić na randkach z literaturą. Dobrze mi zrobi po roku mówienia w tajemniczym języku spanglish i łamanym włosko-hiszpańskim.

      Usuń
    7. Złotą statuetkę tygodnia przyjmę po przerwie na reklamy. :P

      Zresztą rzeczywiście łatwo zatracić ojczysty. Sądzę, że mi też dobrze zrobi powrót do literatury ojczystej i przypomnienie sobie właściwych naszemu językowi zwrotów i regułek pisania. Nie zaszkodzi w każdym razie.

      Usuń