niedziela, 2 marca 2014

Tom I Rozdział I

W trakcie wojny większość dużych miast została kompletnie lub w znacznym stopniu zniszczona, a zmniejszona ludność i systemy gospodarcze nie radziły sobie za dobrze z ich odbudową w ciągu pierwszych powojennych latach. Dlatego też wiele miast przeszło metamorfozę na odbudowaną, nowoczesną strefę z przylegającymi gruzami starego miasta, które jest stopniowo oczyszczane lub zostały całkowicie opuszczone. Tokio należy do tych pierwszych.
- Dzień dobry, Ani-kun!
- Waaahh! *plusk* Khe, khe... Dobry Ayako...
Jak tylko wyszliśmy z domu, zostaliśmy zaatakowani przez wielką kulę wody. Minami ochroniła się tarczą wiatru, a ja próbowałem się zasłonić chociaż trochę torbą. Jednak na taką ilość moja próba przypominała zasłonięcie się chusteczką przed nacierającą falą tsunami. Nic dziwnego, że wylądowałem na plecach i tylko ledwo odpowiedziałem.
- Onii-chan! Nie czas się wylegiwać! Niedługo się spóźnimy na ceremonię rozpoczęcia!
- Spokojnie, Minami-chan. Mój tata nas podwiezie pół drogi.
Osoba, która mnie zaatakowała, przywitała się, a potem zaoferowała podwózkę była nikim innym jak Ayako Amatsuka, choć niewiele w niej z anioła. Dziewczyna z wyższej sfery, z przyjemną dla oka aparycją, krótkimi, brązowymi włosami, zielonymi, dużymi oczami i pełnymi ustami. Pod względem charakteru jest... normalną, szesnastoletnią dziewczyną z kompleksami na temat swojej płaskiej klatki piersiowej i lubiącą się bawić z innymi. Choć czasem lubi bardziej chłopięce zabawy jak łapanie żab, aniżeli lalki.
- Ale teraz jest cały mokry! Myślisz, że ile będzie schnął mi mundurek?!
- Pff... 3 sekundy?
Ayako machnęła ręką i niemal cała wilgoć ze mnie uniosła się w powietrze i rozproszyła.
- Zadowolony? No to teraz chodźmy. Papa też ma dzisiaj jakieś spotkanie.
- Tak, tak. Chodźmy, Onii-chan!
Obydwie podniosły mnie za ręce z ziemi i praktycznie rzuciły w kierunku auta. Oczywiście tak nieskoordynowane ruchy tej dwójki ze mną sprawiły, że wylądowałem na glebie po raz drugi, tym razem przodem jednak. Dostałem, a jakżeby inaczej, opieprz za wylegiwanie się i dopiero wtedy ruszyliśmy w stronę szkoły. Pan Amatsuka jak zawsze był uprzejmy i opowiadał rożne kawały prowadząc auto (jedną z jego przyjemności, której nie chce oddać szoferowi, jest podwożenie naszej trójki wszędzie gdzie może). Starszy pan, z zaczątkiem siwych włosów i figurą byłego biegacza jako żywo przypominał swoją córkę. A może powinienem powiedzieć, że to córka wyglądem wdała się w ojca? W każdym razie dzięki podwózce zdążyliśmy jakoś na ceremonię rozpoczęcia.
- Uff, uff... Jesteśmy. Ayako, do której klasy cię wpisali?
Zapytałem się już na miejscu. W głębi duszy miałem nadzieję, że ona nie będzie w tej samej co ja. Prawda, jesteśmy przyjaciółmi, ale jeśli w tej szkole znowu miałbym znajdować listy z żyletkami w mojej szafce na buty z jej powodu, to zacząłbym się poważnie zastanawiać nad zmianą liceum. Choć skoro moja siostra trafiła do klasy B, a ja do D, to wątpię by Bóg był aż tak miłosierny i oszczędził mi jej towarzystwa.
- Hmm... Jestem w D chyba. A wy w których?
- Ja w B, a Ani też w D.
- ...
Wiedziałem. Miłosierdzie Boże skończyło się na tym, że zostałem rozdzielony z tym diabłem zwanym moją siostrą. To się dopiero mówi wpaść z deszczu pod rynnę...
- Chodźmy już na ceremonię. Nie chcę pierwszego dnia dostać nagany przez spóźnienie się.
Ayako podniosła uradowana rękę i zaczęła ciągnąć nas w stronę hali sportowej. Nasza trójka zajęła ostatnie dostępne miejsca niemal z samego tyłu w porządku Ayako, ja i Minami. Przed nami siedziały jakieś bardzo rozgadane dziewczyny, a trochę w bok równie rozgadani chłopcy. Natomiast na plecach poczułem dobrze mi znane z poprzednich lat spojrzenie pełne morderczych intencji. Ahh... Może otworzyć sklep z żyletkami? Przynajmniej miałbym jak trochę dorobić do studenckiego życia.
- Hm? Co jest Ani?
- Nic, nic Minami. Trochę wspominałem tylko.
- Ha ha ha... - Kurcze, kiedy się śmieje, to naprawdę wygląda jak przesłodka siostrzyczka, którą każdy chciałby mieć. Nikt mi nigdy nie uwierzy w tej chwili, że to istny diabeł. - Tylko nie zagłębiaj się za daleko w te wspominki, braciszku.
- Tak, tak. Dobrze, że dzisiaj jest praktycznie tylko ceremonia.
- Yhym. Będziemy musieli tylko się zarejestrować w swoich klasach i możemy wracać do domu. Nie zapomnij o tym, tak jak w pierwszym roku gimnazjum.
- Ha ha ha... To było zabawne, co nie Minami? Ani musiał wtedy przez tydzień tłumaczyć się, że jest uczniem.
- Jesteście bezlitosne...



Ceremonia przebiegła bez żadnych niespodzianek. Rada uczniowska wygłosiła swoje powitanie, dyrekcja i kilku najważniejszych nauczycieli przemówiło i na sam koniec swoją mowę miał przedstawiciel pierwszoroczniaków. Szczerze nie pamiętam jego imienia, bo wyglądał na typowego honorowego ucznia z którym jedyne o czym można rozmawiać to jakie lekcje zostały zadane i jakie książki powinno się teraz wypożyczyć do nauki.
Jednak po samej już ceremoni nasza trójka została niespodziewana zaczepiona przez przewodniczącą rady uczniowskiej.
- Cześć, jestem Miki Shoryu i pełnię w tej szkole rolę przewodniczącej naszej rady. Czy wy jesteście rodzeństwem Shibata?
Zarówno ja jak i Minami wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Rozumiem gdyby chodziło o Ayako, bo jest z dość znanej rodziny, ale po co ktoś ze starszych klas miałby się interesować mną i moją siostrą. Właściwie gdyby to był chłopak, to interesowanie się Minami byłoby jeszczze zrozumiałe.
- Tak, ja jestem Andrew Shibata, to moja siostra Minami, a to nasza przyjaciółka Ayako Amatsuka. Miło nam cię poznać Shoryu-san.
Cała nasza trójka się przywitała skinieniem głowy. Przy okazji też obejrzałem sobie od dołu do góry naszą przewodniczącą. Z tylnego miejsca nie było za dobrze widać, ale Shoryu z bliska była bardzo usportowiona i nawet szkolny mundurek nie łagodził tego obrazu. Zakład, że poza piastowaniem urzędu na szczycie bierze też udział w jakichś aktywnościach klubów sportowych albo przynajmniej dużo ćwiczy. Czarne oczy i włosy aż do talii, miła dla oka talia i łagodny uśmiech natomiast pokazywał doskonały przykład idealnej japońskiej kobiety. Przy czym biła z niej także taka aura spokoju iż mógłbym przysiąc, że nawet wiatr uciszył się pod jej wpływem. Kompletne przeciwieństwo tej dwójki obok mnie.
- Ach, proszę, mówcie mi po prostu Miki. Mi także miło was poznać.
- W takim razie mów mi Minami.
- Do mnie też wystarczy Ayako.
- No to skoro reszta już poszła, to proszę mów mi Andrew lub Ani w skrócie. Proszę się nami zaopiekować.
Po wymienionych kolejny raz uprzejmościach, spojrzenie Miki straciło część spokoju i bardziej rzeczowo się na mnie spojrzała.
- Jeśli pozwolicie, chciałabym z wami zamienić kilka słów.
- Ja raczej nie widzę problemu. Ayako nie będzie przeszkadzać?
- Nie, nie. To nic takiego poważnego. Po prostu wynikły pewne nieścisłości w waszych testach i profesor Namikawa poprosiła bym was przyprowadziła. Nie powinno to zająć więcej niż kilka minut.
Ayako i Minami spojrzały się na mnie jak na jakiegoś jadowitego węża. Przysięgam, jestem niewinny! Uczciwie wszystko zdałem!


- Ach! Ty jesteś Andrew Shibata-kun, prawda? Chciałam ci pogratulować.
Jak tylko weszliśmy do środka, starsza kobieta (według mnie koło trzydziestki) uścisnęła mi dłoń i zaczęła mi nagle gratulować. Cała nasza czwórka była zdębiała, z czego wznoszę, że przewodnicząca także nie wiedziała po co konkretnie byłem wezwany. Cóż, jeśli góra ma do ciebie jakieś podejrzenia, a zwłaszcza w sprawie egzaminu, to nie ma raczej co się spodziewać ciepłego powitania i gratulacji.
- Miło mi, miło mi. Jestem Yu Namikawa, twoja wychowawczyni i nauczycielki historii. Miki, a te damy to kto?
Namikawa lekko się zdziwiła, gdy wreszcie spostrzegła, że nie przyszedłem tylko ja i przewodnicząca. Ayako także od razu wysunęła się do przodu, pokazując jak szybko potrafi niecodziennie przypadki po prostu zaakceptować.
- Jestem Ayako Amatsuka, przyjaciółka Aniego i jednocześnie jego koleżanka. Miło mi cię poznać, sensei.
Jak zwykle po przedstawieniu się, Ayako wykonała nienaganny ukłon.
- Jestem Minami Shibata, siostra Aniego, także pierwszoroczna. Mi też miło panią poznać.
Siostra także pokazała klasę. Chyba wpływ Ayako na nią jest jednak trochę większy niż podejrzewałem.
- Ach, ach... Mi także miło was poznać. O ile się nie mylę, Ayako-chan i Minami-chan zajęły miejsca w pierwszej dziesiątce pośród testów. Co za wspaniałe wyniki!
- Umm... Sensei? Nie miałaś jakiejś sprawy do Andrew-sama?
Przewodnicząca nieśmiało przywróciła pierwotny temat i powód naszego przyjścia tutaj.
-Racja, racja. Shibata-kun, chodzi o twoje testy, jak już pewnie Miki-chan ci powiedziała, ale nie martw się. Nie chodzi o podejrzenie oszustwa, tylko o to, że twoje wyniki są... nierówne. Rozumiesz, prawda?
Odetchnąłem z ulgą. A więc o to się rozchodziło. Poczułem też, że ostre spojrzenia Minami i Ayako także znacznie złagodniały. Zresztą powinienem się spodziewać tego, że egzamin wstępny wykazał ogromną przepaść pomiędzy częścią praktyczną i teoretyczną.
- Chodzi o to, że pokonałem instruktorów w walce i z teorii się ledwo załapałem?
- Mniej więcej. O ile twoja wiedza umiejscawia się na przeciętnym poziomie, to twoje zdolności jako maga w tej konkretnie uczelni są niespotykane. Normalnie ze swoimi umiejętnościami powinieneś pójść do akademii wojskowej.
- Profesor Namikawa przesadza. Moje zdolności jako maga w czystej formie są nawet gorsze niż moja wiedza.
Była to prawda. Moja magia była słaba i niewiele mogłem z nią zrobić, jeśli wiele warunków na raz nie było spełnionych. Szczerze to nawet nie wiedziałem, czy naprawdę powinno się mnie nazywać magiem.
- Chodzi o to, że jesteś naturalnym magiem?
- Tak. Jestem tylko bezetem.
Przyznałem z rezygnacją. Skrót bezet pochodzi od pierwszych liter określenia naturalnych magów, czyli od Boskiej Zasługi lub, bardziej dosadnie, Bez Zera. Bezeci nie potrzebowali Zero do rozwinięcia magicznych zdolności, ale to te sztuczne były znacznie silniejsze i bardziej przydatne, było to więc określenie używane przez magów, którzy zetknęli się z Zerem i pogardzali takimi jak ja.
- Onii-chan! Miałeś już tak na siebie mówić!
- Dokładnie Ani-kun! To czy jesteś naturalny, czy nie, nie zmienia faktu, że jesteś silny!
Uśmiechnąłem się tylko na te głosy oburzenia. Te dwie nigdy nie potrafiły zaakceptować mojego defektu, jednak się z nimi nie kłóciłem. Zarówne one jak i ja miałem rację, więc nie warto się nad tym kłócić.
- Ha ha ha... - natomiast profesor Namikawa się roześmiała na moje słowa. - Widzę, że nie będę musiała cię pilnować. To dobrze, że nie jesteś zadufany w swojej sile, ale tak jak Minami-chan i Ayako-chan powiedziały, powinieneś mieć więcej pewności siebie.
- Czy sensei wezwała mnie tylko, by sprawdzić jaki mam charakter?
- Hmm... Być może. - Namikawa uśmiechnęła się szelmowsko, ale po chwili wróciła do poważniejszej postawy. - Jednak poza potwierdzeniem wyników testu, chciałabym też o coś poprosić ciebie, Shibata-kun. Chciałbyś zostać instruktorom magicznej walki w naszej szkole?



- Nie wierzę, że odrzuciłeś tę ofertę, Ani. Przecież to byłoby coś wspaniałego.
Już po rozdzieleniu się z profesor Namikawą i przewodniczącą, te dwie zaczęły mnie zasypywać mnie zażaleniami z powodu mojej decyzji.
- Przecież wiecie, że moją magię nie da się wyuczyć u nikogo, a to dzięki niej mogę walczyć tak skutecznie.
No właśnie, moja moc naturalnego maga, która nie pozwala mi korzystać praktycznie z innej magii - Zerowa Prędkość. Dzisiejszy świat można podzielić w stosunku, że na jednego maga przypada dziewięciu zwykłych ludzi. Bezeci stanowią jakieś 5% magów, więc w najlepszym razie na świecie jest kilka tysięcy, a do tego magia bezetów jest unikalna i zazwyczaj bezużyteczna. Śmiało więc mogę powiedzieć, że nikt poza mną nie posiada takiej samej magii co ja polegającej na przyśpieszeniu myślenie i refleksu do takiego stopnia, że świat wydaje się stać w miejscu. Oczywiście ma to swoją cenę. To że ja mogę przyśpieszyć, nie znaczy, że moje ciało również to potrafi i jeśli nie będę uważać, mogę przez przypadek rozerwać sobie mięśnie w kończynach, skręcić kark lub najzwyczajniej zmiażdżyć się od przeciążenia.
- Ale nawet bez magii potrafisz świetnie walczyć. Przecież wasz dziadek prowadził szkołę walki i obydwoje odebraliście tam solidną porcję treningu.
- Tak, tak. Nawet gdy mieliśmy ledwo 10 lat, Ani już pokonywał samą techniką starszych uczniów bez oszustw.
Opuściłem głowę z zażenowania. Te dwie jak nie siłą, to wygórowanym zdaniem mi przywalą.
- Ah... - Nagle się zatrzymałem, a dziewczyny ze zdziwieniem na mnie spojrzały. - Zapomnieliśmy kupić składniki na kolację...
Minami spojrzała na mnie z rozczarowaniem, a Ayako ze zdziwieniem. To prawda, że dla rodziny Amakusa nie ma potrzeby kupowania niczego, bo sprzedawcy jeszcze sami to przywiozą, ale dla szarych członków społeczeństwa, takich jak rodzina Shibata to kryzys zapomnieć o uzupełniuniu lodówki.
- Idźcie przodem. Ja pobiegnę do supermarketu i postaram się kupić coś do jedzenia.
Bez dalszych zbędnych słów zostawiłem je na drodze i ruszyłem w pełnym biegu. Na szczęście sklep był tylko dziesięć minut biegu, choć w przeciwną stronę, więc szybko się tam dostałem. Jednak widok jaki zastałem tam sprawił, że zapomniałem znowu o zakupach.
- Umm... Przepraszam? Wszystko z panią dobrze?
Mianowicie za sklepem zobaczyłem śpiącą w kartonie dziewczynę. Piękna jak z obrazka, z jasnymi, czereśniowymi włosami, gładką niczym jedwab skórą i twarzą, która pewnie anioły przyprawia o zazdrość. I dużymi jak melony piersiami. No co? Jestem przecież facetem.
- Hmm? Huaaa... Gdzie jestem? - Nieznajoma z półprzytomnym wyrazem twarzy spojrzała się na mnie. Duże, lazurowe oczy od razu mnie pochłonęły. - Kim jesteś?
- Umm... Ee... Jestem Andrew Shibata i znajdujemy się na tyle sklepu w Tokio... - odpowiedziałem niepewnie.
- Yhym... Shibata... Też chcesz się bić? No dobrze.
Nagle zachowanie nieznajomej się zmieniło. Dalej wyglądała jakby zaraz miała wrócić do krainy snów, ale atmosfera stała się ciężka i napięta. Instynktownie spiąłem wszystkie mięśnie, gotowy na wszystko.
- A teraz... Giń.
Z ręki dziewczyny wystrzeliła ogromna kula ognia. Jej wielkość była zadziwiająca i dała mi jednocześnie do zrozumienia, jak potężnym magiem musi ona być.
- O chole...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz