W trakcie wojny większość
dużych miast została kompletnie lub w znacznym stopniu zniszczona,
a zmniejszona ludność i systemy gospodarcze nie radziły sobie za
dobrze z ich odbudową w ciągu pierwszych powojennych latach.
Dlatego też wiele miast przeszło metamorfozę na odbudowaną,
nowoczesną strefę z przylegającymi gruzami starego miasta, które
jest stopniowo oczyszczane lub zostały całkowicie opuszczone. Tokio
należy do tych pierwszych.
- Dzień dobry, Ani-kun!
- Waaahh! *plusk* Khe,
khe... Dobry Ayako...
Jak tylko wyszliśmy z
domu, zostaliśmy zaatakowani przez wielką kulę wody. Minami
ochroniła się tarczą wiatru, a ja próbowałem się zasłonić
chociaż trochę torbą. Jednak na taką ilość moja próba
przypominała zasłonięcie się chusteczką przed nacierającą falą
tsunami. Nic dziwnego, że wylądowałem na plecach i tylko ledwo
odpowiedziałem.
- Onii-chan! Nie czas się
wylegiwać! Niedługo się spóźnimy na ceremonię rozpoczęcia!
- Spokojnie, Minami-chan.
Mój tata nas podwiezie pół drogi.
Osoba, która mnie
zaatakowała, przywitała się, a potem zaoferowała podwózkę była
nikim innym jak Ayako Amatsuka, choć niewiele w niej z anioła.
Dziewczyna z wyższej sfery, z przyjemną dla oka aparycją,
krótkimi, brązowymi włosami, zielonymi, dużymi oczami i pełnymi
ustami. Pod względem charakteru jest... normalną, szesnastoletnią
dziewczyną z kompleksami na temat swojej płaskiej klatki piersiowej
i lubiącą się bawić z innymi. Choć czasem lubi bardziej
chłopięce zabawy jak łapanie żab, aniżeli lalki.
- Ale teraz jest cały
mokry! Myślisz, że ile będzie schnął mi mundurek?!
- Pff... 3 sekundy?
Ayako machnęła ręką i
niemal cała wilgoć ze mnie uniosła się w powietrze i rozproszyła.
- Zadowolony? No to teraz
chodźmy. Papa też ma dzisiaj jakieś spotkanie.
- Tak, tak. Chodźmy,
Onii-chan!
Obydwie podniosły mnie
za ręce z ziemi i praktycznie rzuciły w kierunku auta. Oczywiście
tak nieskoordynowane ruchy tej dwójki ze mną sprawiły, że
wylądowałem na glebie po raz drugi, tym razem przodem jednak.
Dostałem, a jakżeby inaczej, opieprz za wylegiwanie się i dopiero
wtedy ruszyliśmy w stronę szkoły. Pan Amatsuka jak zawsze był
uprzejmy i opowiadał rożne kawały prowadząc auto (jedną z jego
przyjemności, której nie chce oddać szoferowi, jest podwożenie
naszej trójki wszędzie gdzie może). Starszy pan, z zaczątkiem
siwych włosów i figurą byłego biegacza jako żywo przypominał
swoją córkę. A może powinienem powiedzieć, że to córka
wyglądem wdała się w ojca? W każdym razie dzięki podwózce
zdążyliśmy jakoś na ceremonię rozpoczęcia.
- Uff, uff... Jesteśmy.
Ayako, do której klasy cię wpisali?
Zapytałem się już na
miejscu. W głębi duszy miałem nadzieję, że ona nie będzie w tej
samej co ja. Prawda, jesteśmy przyjaciółmi, ale jeśli w tej
szkole znowu miałbym znajdować listy z żyletkami w mojej szafce na
buty z jej powodu, to zacząłbym się poważnie zastanawiać nad
zmianą liceum. Choć skoro moja siostra trafiła do klasy B, a ja do
D, to wątpię by Bóg był aż tak miłosierny i oszczędził mi jej
towarzystwa.
- Hmm... Jestem w D
chyba. A wy w których?
- Ja w B, a Ani też w D.
- ...
Wiedziałem. Miłosierdzie
Boże skończyło się na tym, że zostałem rozdzielony z tym
diabłem zwanym moją siostrą. To się dopiero mówi wpaść z
deszczu pod rynnę...
- Chodźmy już na
ceremonię. Nie chcę pierwszego dnia dostać nagany przez spóźnienie
się.
Ayako podniosła
uradowana rękę i zaczęła ciągnąć nas w stronę hali sportowej.
Nasza trójka zajęła ostatnie dostępne miejsca niemal z samego
tyłu w porządku Ayako, ja i Minami. Przed nami siedziały jakieś
bardzo rozgadane dziewczyny, a trochę w bok równie rozgadani
chłopcy. Natomiast na plecach poczułem dobrze mi znane z
poprzednich lat spojrzenie pełne morderczych intencji. Ahh... Może
otworzyć sklep z żyletkami? Przynajmniej miałbym jak trochę
dorobić do studenckiego życia.
- Hm? Co jest Ani?
- Nic, nic Minami. Trochę
wspominałem tylko.
- Ha ha ha... - Kurcze,
kiedy się śmieje, to naprawdę wygląda jak przesłodka
siostrzyczka, którą każdy chciałby mieć. Nikt mi nigdy nie
uwierzy w tej chwili, że to istny diabeł. - Tylko nie zagłębiaj
się za daleko w te wspominki, braciszku.
- Tak, tak. Dobrze, że
dzisiaj jest praktycznie tylko ceremonia.
- Yhym. Będziemy musieli
tylko się zarejestrować w swoich klasach i możemy wracać do domu.
Nie zapomnij o tym, tak jak w pierwszym roku gimnazjum.
- Ha ha ha... To było
zabawne, co nie Minami? Ani musiał wtedy przez tydzień tłumaczyć
się, że jest uczniem.
- Jesteście
bezlitosne...
Ceremonia przebiegła bez
żadnych niespodzianek. Rada uczniowska wygłosiła swoje powitanie,
dyrekcja i kilku najważniejszych nauczycieli przemówiło i na sam
koniec swoją mowę miał przedstawiciel pierwszoroczniaków.
Szczerze nie pamiętam jego imienia, bo wyglądał na typowego
honorowego ucznia z którym jedyne o czym można rozmawiać to jakie
lekcje zostały zadane i jakie książki powinno się teraz
wypożyczyć do nauki.
Jednak po samej już
ceremoni nasza trójka została niespodziewana zaczepiona przez
przewodniczącą rady uczniowskiej.
- Cześć, jestem Miki
Shoryu i pełnię w tej szkole rolę przewodniczącej naszej rady.
Czy wy jesteście rodzeństwem Shibata?
Zarówno ja jak i Minami
wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Rozumiem gdyby chodziło o Ayako,
bo jest z dość znanej rodziny, ale po co ktoś ze starszych klas
miałby się interesować mną i moją siostrą. Właściwie gdyby to
był chłopak, to interesowanie się Minami byłoby jeszczze
zrozumiałe.
- Tak, ja jestem Andrew
Shibata, to moja siostra Minami, a to nasza przyjaciółka Ayako
Amatsuka. Miło nam cię poznać Shoryu-san.
Cała nasza trójka się
przywitała skinieniem głowy. Przy okazji też obejrzałem sobie od
dołu do góry naszą przewodniczącą. Z tylnego miejsca nie było
za dobrze widać, ale Shoryu z bliska była bardzo usportowiona i
nawet szkolny mundurek nie łagodził tego obrazu. Zakład, że poza
piastowaniem urzędu na szczycie bierze też udział w jakichś
aktywnościach klubów sportowych albo przynajmniej dużo ćwiczy.
Czarne oczy i włosy aż do talii, miła dla oka talia i łagodny
uśmiech natomiast pokazywał doskonały przykład idealnej
japońskiej kobiety. Przy czym biła z niej także taka aura spokoju
iż mógłbym przysiąc, że nawet wiatr uciszył się pod jej
wpływem. Kompletne przeciwieństwo tej dwójki obok mnie.
- Ach, proszę, mówcie
mi po prostu Miki. Mi także miło was poznać.
- W takim razie mów mi
Minami.
- Do mnie też wystarczy
Ayako.
- No to skoro reszta już
poszła, to proszę mów mi Andrew lub Ani w skrócie. Proszę się
nami zaopiekować.
Po wymienionych kolejny
raz uprzejmościach, spojrzenie Miki straciło część spokoju i
bardziej rzeczowo się na mnie spojrzała.
- Jeśli pozwolicie,
chciałabym z wami zamienić kilka słów.
- Ja raczej nie widzę
problemu. Ayako nie będzie przeszkadzać?
- Nie, nie. To nic
takiego poważnego. Po prostu wynikły pewne nieścisłości w
waszych testach i profesor Namikawa poprosiła bym was
przyprowadziła. Nie powinno to zająć więcej niż kilka minut.
Ayako i Minami spojrzały
się na mnie jak na jakiegoś jadowitego węża. Przysięgam, jestem
niewinny! Uczciwie wszystko zdałem!
- Ach! Ty jesteś Andrew
Shibata-kun, prawda? Chciałam ci pogratulować.
Jak tylko weszliśmy do
środka, starsza kobieta (według mnie koło trzydziestki) uścisnęła
mi dłoń i zaczęła mi nagle gratulować. Cała nasza czwórka była
zdębiała, z czego wznoszę, że przewodnicząca także nie
wiedziała po co konkretnie byłem wezwany. Cóż, jeśli góra ma do
ciebie jakieś podejrzenia, a zwłaszcza w sprawie egzaminu, to nie
ma raczej co się spodziewać ciepłego powitania i gratulacji.
- Miło mi, miło mi.
Jestem Yu Namikawa, twoja wychowawczyni i nauczycielki historii.
Miki, a te damy to kto?
Namikawa lekko się
zdziwiła, gdy wreszcie spostrzegła, że nie przyszedłem tylko ja i
przewodnicząca. Ayako także od razu wysunęła się do przodu,
pokazując jak szybko potrafi niecodziennie przypadki po prostu
zaakceptować.
- Jestem Ayako Amatsuka,
przyjaciółka Aniego i jednocześnie jego koleżanka. Miło mi cię
poznać, sensei.
Jak zwykle po
przedstawieniu się, Ayako wykonała nienaganny ukłon.
- Jestem Minami Shibata,
siostra Aniego, także pierwszoroczna. Mi też miło panią poznać.
Siostra także pokazała
klasę. Chyba wpływ Ayako na nią jest jednak trochę większy niż
podejrzewałem.
- Ach, ach... Mi także
miło was poznać. O ile się nie mylę, Ayako-chan i Minami-chan
zajęły miejsca w pierwszej dziesiątce pośród testów. Co za
wspaniałe wyniki!
- Umm... Sensei? Nie
miałaś jakiejś sprawy do Andrew-sama?
Przewodnicząca nieśmiało
przywróciła pierwotny temat i powód naszego przyjścia tutaj.
-Racja, racja.
Shibata-kun, chodzi o twoje testy, jak już pewnie Miki-chan ci
powiedziała, ale nie martw się. Nie chodzi o podejrzenie oszustwa,
tylko o to, że twoje wyniki są... nierówne. Rozumiesz, prawda?
Odetchnąłem z ulgą. A
więc o to się rozchodziło. Poczułem też, że ostre spojrzenia
Minami i Ayako także znacznie złagodniały. Zresztą powinienem się
spodziewać tego, że egzamin wstępny wykazał ogromną przepaść
pomiędzy częścią praktyczną i teoretyczną.
- Chodzi o to, że
pokonałem instruktorów w walce i z teorii się ledwo załapałem?
- Mniej więcej. O ile
twoja wiedza umiejscawia się na przeciętnym poziomie, to twoje
zdolności jako maga w tej konkretnie uczelni są niespotykane.
Normalnie ze swoimi umiejętnościami powinieneś pójść do
akademii wojskowej.
- Profesor Namikawa
przesadza. Moje zdolności jako maga w czystej formie są nawet
gorsze niż moja wiedza.
Była to prawda. Moja
magia była słaba i niewiele mogłem z nią zrobić, jeśli wiele
warunków na raz nie było spełnionych. Szczerze to nawet nie
wiedziałem, czy naprawdę powinno się mnie nazywać magiem.
- Chodzi o to, że jesteś
naturalnym magiem?
- Tak. Jestem tylko
bezetem.
Przyznałem z rezygnacją.
Skrót bezet pochodzi od pierwszych liter określenia naturalnych
magów, czyli od Boskiej Zasługi lub, bardziej dosadnie, Bez Zera.
Bezeci nie potrzebowali Zero do rozwinięcia magicznych zdolności,
ale to te sztuczne były znacznie silniejsze i bardziej przydatne,
było to więc określenie używane przez magów, którzy zetknęli
się z Zerem i pogardzali takimi jak ja.
- Onii-chan! Miałeś już
tak na siebie mówić!
- Dokładnie Ani-kun! To
czy jesteś naturalny, czy nie, nie zmienia faktu, że jesteś silny!
Uśmiechnąłem się
tylko na te głosy oburzenia. Te dwie nigdy nie potrafiły
zaakceptować mojego defektu, jednak się z nimi nie kłóciłem.
Zarówne one jak i ja miałem rację, więc nie warto się nad tym
kłócić.
- Ha ha ha... - natomiast
profesor Namikawa się roześmiała na moje słowa. - Widzę, że nie
będę musiała cię pilnować. To dobrze, że nie jesteś zadufany w
swojej sile, ale tak jak Minami-chan i Ayako-chan powiedziały,
powinieneś mieć więcej pewności siebie.
- Czy sensei wezwała
mnie tylko, by sprawdzić jaki mam charakter?
- Hmm... Być może. -
Namikawa uśmiechnęła się szelmowsko, ale po chwili wróciła do
poważniejszej postawy. - Jednak poza potwierdzeniem wyników testu,
chciałabym też o coś poprosić ciebie, Shibata-kun. Chciałbyś
zostać instruktorom magicznej walki w naszej szkole?
- Nie wierzę, że
odrzuciłeś tę ofertę, Ani. Przecież to byłoby coś wspaniałego.
Już po rozdzieleniu się
z profesor Namikawą i przewodniczącą, te dwie zaczęły mnie
zasypywać mnie zażaleniami z powodu mojej decyzji.
- Przecież wiecie, że
moją magię nie da się wyuczyć u nikogo, a to
dzięki niej mogę walczyć tak skutecznie.
No właśnie, moja moc
naturalnego maga, która nie pozwala mi korzystać praktycznie z
innej magii - Zerowa Prędkość. Dzisiejszy świat można podzielić
w stosunku, że na jednego maga przypada dziewięciu zwykłych ludzi.
Bezeci stanowią jakieś 5% magów, więc w najlepszym razie na
świecie jest kilka tysięcy, a do tego magia bezetów jest unikalna
i zazwyczaj bezużyteczna. Śmiało więc mogę powiedzieć, że nikt
poza mną nie posiada takiej samej magii co ja polegającej na
przyśpieszeniu myślenie i refleksu do takiego stopnia, że świat
wydaje się stać w miejscu. Oczywiście ma to swoją cenę. To że
ja mogę przyśpieszyć, nie znaczy, że moje ciało również to
potrafi i jeśli nie będę uważać, mogę przez przypadek rozerwać
sobie mięśnie w kończynach, skręcić kark lub najzwyczajniej
zmiażdżyć się od przeciążenia.
- Ale nawet bez magii
potrafisz świetnie walczyć. Przecież wasz dziadek prowadził
szkołę walki i obydwoje odebraliście tam solidną porcję
treningu.
- Tak, tak. Nawet gdy
mieliśmy ledwo 10 lat, Ani już pokonywał samą techniką starszych
uczniów bez oszustw.
Opuściłem głowę z
zażenowania. Te dwie jak nie siłą, to wygórowanym zdaniem mi
przywalą.
- Ah... - Nagle się
zatrzymałem, a dziewczyny ze zdziwieniem na mnie spojrzały. -
Zapomnieliśmy kupić składniki na kolację...
Minami spojrzała na mnie
z rozczarowaniem, a Ayako ze zdziwieniem. To prawda, że dla rodziny
Amakusa nie ma potrzeby kupowania niczego, bo sprzedawcy jeszcze sami
to przywiozą, ale dla szarych członków społeczeństwa, takich jak
rodzina Shibata to kryzys zapomnieć o uzupełniuniu lodówki.
- Idźcie przodem. Ja
pobiegnę do supermarketu i postaram się kupić coś do jedzenia.
Bez dalszych zbędnych
słów zostawiłem je na drodze i ruszyłem w pełnym biegu. Na
szczęście sklep był tylko dziesięć minut biegu, choć w
przeciwną stronę, więc szybko się tam dostałem. Jednak widok
jaki zastałem tam sprawił, że zapomniałem znowu o zakupach.
- Umm... Przepraszam?
Wszystko z panią dobrze?
Mianowicie za sklepem
zobaczyłem śpiącą w kartonie dziewczynę. Piękna jak z obrazka,
z jasnymi, czereśniowymi włosami, gładką niczym jedwab skórą i
twarzą, która pewnie anioły przyprawia o zazdrość. I dużymi jak
melony piersiami. No co? Jestem przecież facetem.
- Hmm? Huaaa... Gdzie
jestem? - Nieznajoma z półprzytomnym wyrazem twarzy spojrzała się
na mnie. Duże, lazurowe oczy od razu mnie pochłonęły. - Kim
jesteś?
- Umm... Ee... Jestem
Andrew Shibata i znajdujemy się na tyle sklepu w Tokio... -
odpowiedziałem niepewnie.
- Yhym... Shibata... Też
chcesz się bić? No dobrze.
Nagle zachowanie
nieznajomej się zmieniło. Dalej wyglądała jakby zaraz miała
wrócić do krainy snów, ale atmosfera stała się ciężka i
napięta. Instynktownie spiąłem wszystkie mięśnie, gotowy na
wszystko.
- A teraz... Giń.
Z ręki dziewczyny
wystrzeliła ogromna kula ognia. Jej wielkość była zadziwiająca i
dała mi jednocześnie do zrozumienia, jak potężnym magiem musi ona
być.
- O chole...