- Cześć, siostrzyczko.
Przyniosłem ci pluszaka, byś nie czuła się tutaj samotna.
- ...
- Nie martw się. Nie
zrobię nic głupiego.
- ...
- Tak, obiecuję ci to.
- ...
Położyłem misia obok
poduszki Minami. Przy jej łóżku stały monitory wyświetlające
jej puls, ciśnienie krwi i inne medyczne rzeczy. Łącznie z
aktywnością fal mózgowych, które były płaskie jak stół.
- Przekażę rodzicom, że
wszystko jest dobrze.
Nikt nie odpowiedział.
Byłem sam z moją siostrą w pokoju. Rodzice musieli widocznie
gdzieś wyjść. Możliwe, że nawet ta cała sprawa i nerwy
sprawiły, że poczuli się senni i poszli się gdzieś przespać. Ja
też odczuwałem już zmęczenie, ale zanim zasnę, chcę się
przygotować do nocy. Słowa Roberta tuż przed naszym rozstaniem
rozbrzmiały mi znów w uszach.
"- Musimy założyć,
że napastnik to ktoś nowy w twoim otoczeniu. Dlatego pewnie nie zna
za dobrze okolicy i możemy wykorzystać ten fakt. Możemy go zwabić
do jakiegoś odludnego miejsca i tam pokonać. Masz jakiś pomysł,
gdzie moglibyśmy zastawić pułapkę?"
Tak, znam jedno miejsce,
odpowiedziałem wtedy. Do głowy przyszły mi przedmieścia pełne
jeszcze gruzów i opuszczonych budynków. Nawet jeśli miałbym tam
walczyć przeciwko temu napastnikowi, to nie musiałbym się
ograniczać. Robert też nie. Jednak to, co później mi powiedział
trochę mnie przeraziło. Miałem zostać przynętą. Cóż,
logicznie ujmując, tylko ja się nadawałem, bo jak Księżniczka i
Robert powiedzieli, poluje on tylko na Strażników lub kandydatów
na Strażnika. A jeśli odrzucimy moich rodziców, którzy mimo
wszystko są normalnymi ludźmi, zostaję tylko ja.
- Ani?
Drzwi otworzyły się z
cichym skrzypnięciem i stanęła w nich dobrze mi znana dziewczyna.
- Hm? Ach, Ayako. Co
jest?
- N-nie, nic. Po prostu
miałeś tak poważną minę, że myślałam, że znowu zaczniesz
uderzać ścianę szpitala.
- Ha ha... Nie, nie. Nie
mam zamiaru powtarzać tej głupoty.
Wstałem od łóżka
Minami i wyminąłem Ayako. Chciałem wrócić do domu, by się
przygotować i trochę przespać oraz omówić szczegóły na temat
zasadzki z Robertem. Wtedy coś pociągnęło mnie za rękaw koszuli
i odwróciłem się do mojej przyjaciółki, która mocno pochwyciła
materiał i miała spuszczoną głowę.
- Już widziałam kiedyś
te oczy. Są takie same, gdy wyszedłeś po tym jak dowiedziałeś
się, że mnie i Minami zaczepiali młodziki, gdy byliśmy w trzeciej
klasie. Wróciłeś potem cały poobijany i ledwo żywy.
Uśmiechnąłem się
cierpko i siłą rozwarłem jej palce. Potem poklepałem ją po
głowie.
- Nie zrobię nic
głupiego.
- Obiecujesz?
- Tak.
- Jesteś tego pewien?
Tym razem roześmiałem
się serdecznie. I nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Tak, jestem tego
pewien, ale jeśli chcesz się upewnić, to mam małą prośbę do
ciebie.
Minęło południe jak
się obudziłem. Jak tylko wróciłem do domu, zawładnęło mną
takie zmęczenie, że nie byłem w stanie zostać przytomnym. Jednak
zanim Morfeusz zawołał mnie swymi pieśniami do krainy snów,
zdążyłem zadzwonić do ambasady Trójkrólestwa i umówić się na
spotkanie w sprawie zostania Strażnikiem. Pewnie dzięki temu i
Księżniczce, która mnie wcześniej odwiedziła, udało mi się
ominąć większość administracyjnych dróg i umówić się na
piątą po południu. Zostało mi więc jeszcze około trzech godzin
zanim będę musiał wyjść.
Rodziców nie było w
domu i nie wyglądało na to, żeby wrócili w trakcie mojego snu.
Pewnie dalej martwią się o Minami w szpitalu lub pracują przez
telefon. Jestem pewien, że ich szefowie zrozumieją sytuację, ale
chciałbym też szybko rozwiązać sam problem i pozwolić mamie i
tacie spokojnie pracować bez zmartwień.
Szybko uszykowałem sobie
kilka kanapek na lekki posiłek i jeszcze raz w głowie przeleciałem
wszystkie punkty planu Roberta.
Po pierwsze: Skontaktować
się z ambasadą Trójkrólestwa i umówić się na spotkanie z
księżniczką. To już zrobiłem.
Po drugie: Zgodzić się
zostać Strażnikiem, by zmusić do działania napastnika.
Przynajmniej zgodzić się na papierze, bo szczerze powiedziawszy
dalej nie wiem, czy chcę nim zostać.
Po trzecie: Czekać na
atak i przenieść walkę w umówione miejsce w jakiś sposób. Choć
do opuszczonej hali nie jest zbyt daleko i można tam dotrzeć ode
mnie w kilka minut, to jeśli się zdarzy, że będę musiał biec z
ambasady i to jeszcze będąc atakowanym, to może to zająć dłuższą
chwilę.
Po czwarte: Pokonać
napastnika, dowiedzieć się w jaki sposób sprawia, że jego ofiary
zostają w śpiączce i przekazać tę informację lekarzom.
Po piąte: Radować się
ze zdrową już Minami.
Szczerze powiedziawszy
każdy punkt po pierwszym jest trudny lub coś może pójść nie
tak. Przykładowo napastnik może teraz przyczajać się po ostatnim
ataku i zanim znów to zrobi, może minąć trochę czasu, może
zaatakować tak sprytnie, że nie będę mógł się obronić i od
razu mnie dorwie, mogę nie dotrzeć na przedmieścia, przeciwnik
może okazać się za silny lub może się okazać, że nie można
skontrować jego magii lub by to zrobić, trzeba spełnić jakieś
nieludzkie warunki. Wszystko jest możliwe i wszystko może pójść
źle.
Uff... Odetchnąłem
głęboko i się uspokoiłem. Nerwy mi nie pomogą. Jednak nie mogłem
już czekać, więc postanowiłem przebiec się do ambasady.
Autobusem dotarłbym tam pewnie w mniej niż pół godziny, ale
chciałem rozruszać mięśnie i wysiłkiem oczyścić umysł.
Na miejsce dotarłem
znacznie szybciej niż się spodziewałem. Budynek ambasady
Trójkrólestwa był ogromny. Nie przypominał jednak nowoczesnych
budynków jakich teraz pełno w odbudowywanym Tokio, ale raczej
wyglądał jak rezydencja przywieziona prosto z Europy. Z przodu
budynek ciągnął się na lewo i na prawo, otoczony przyciętym
trawnikiem, żywopłotowymi statuami i atmosferą arystokracji. Na
bramie i nad budynkiem zauważyłem charakterystyczną flagę z
krzyżem i chodzących wszędzie ludzi w czarnych garniturach i
okularach.
Podszedłem do bramy i
strażnika jej pilnującego.
- Proszę podać cel
wizyty. Od razu uprzedzam, że teren ambasady jest uznany jako teren
przynależący do Zjednoczonego Trójkrólestwa Korony i wszelkie
przestępstwa na jej terenie będą sądzone pod prawem
Trójkrólestwa. Magia w trakcie pobytu w ambasadzie jest zakazana.
Zanim zdążyłem
cokolwiek powiedzieć w odpowiedzi, inny mężczyzna podszedł do nas
i wyszeptał coś do ucha strażnika. Ten tylko lekko rozchylił brwi
w zdziwieniu, spojrzał się na mnie, jak na coś dziwnego i nacisnął
jakiś guzik, po czym brama się otworzyła.
- Księżniczka Aria
wyczekuje pana w holu. Proszę za mną.
- Aa... Tak... Dobrze.
Mężczyzna odwrócił
się i ruszył w stronę ambasady, a ja po chwili zmieszania ruszyłem
za nim. Skąd wiedzieli, że przyszedłem teraz w sprawie pracy?
Księżniczka
rzeczywiście czekała na mnie w holu. Miała na sobie tę samą
wytworną suknię, co dzisiaj rano i tym razem jej uroda, podkreślona
przez wytworność pomieszczenia, zaparła mi dech w piersiach.
- Cieszę się, że
zechciałeś przyjąć moją propozycję, Andrew-sama.
- Ach, nie. To zaszczyt
być twoim osobistym ochroniarzem, księżniczko Ario.
Ukłoniłem się lekko,
ale miałem wrażenie, że moja odpowiedź zasmuciła Księżniczkę.
Nie jestem tego pewien, bo trwało to dosłownie ułamek chwili i
równie dobrze mogło być iluzją stworzoną przez padające
światło.
- Andrew-sama, możemy
się przejść? Chciałabym dokładnie omówić naszą umowę w
sprawie twojego zostania Strażnikiem.
- Oczywiście, nie widzę
żadnych przeszkód.
- Doskonale, przejdźmy
się więc do ogrodu.
Księżniczka ruszyła
przodem, odsyłając najpierw wszystkich służących. W ogrodzie,
już sami, znaleźliśmy cichy kąt z ławką i stolikiem i
usiedliśmy razem. Szczerze powiedziawszy byłem trochę zakłopotany.
No bo jakby popatrzeć na to trochę z innej perspektywy, to byłem
sam na sam z zamorską pięknością. Ba, nie tyle pięknością, co
księżniczką. I tak sobie teraz razem siedzieliśmy na ławce w
ogrodzie, w miejscu, gdzie nikt nas nie widzi. Dwa dni temu każdemu
kto powiedziałby, że przytrafi mi się coś takiego, kazałbym nie
zbliżać się do mnie.
- Andrew-sama, przejdę
od razu do rzeczy. Zostanie Strażnikiem to nie tylko pozostanie nim
tytularnie, ale w sposób faktyczny, poprzez nałożenie pieczęci na
twoje ciało i zapewnienie w ten sposób twojej wierności.
Zdziwiłem się trochę.
Jednak biorąc pod uwagę, że Strażnik zostaje praktycznie cieniem
takiej osoby i wszędzie za nią podąża, to nie dziwne, że zostały
podjęte dodatkowe środki ochrony. Historia zna wiele przykładów,
gdzie to ochroniarz zabił osobę, którą miał chronić, nawet
jeśli, a czasem nawet właśnie dlatego, byli spokrewnieni.
- W trakcie wojny pieczęć
była dostrojona, by sprawić ból lub zabić niewiernego Strażnika,
ale w trakcie pokoju wyszło, że jeśli Strażnik i jego podopieczny
mają... niemoralne stosunki... i Strażnik będzie chciał zakończyć
relacje, to także poniesie najcięższą karę. Dlatego ograniczono
jej moc do silnego bólu i utraty przytomności.
- Umm... Dlaczego teraz
mi o tym mówisz, Wasza Wysokość?
Znowu. Znowu widziałem
ten wyraz twarzy smutku i byłem pewny, że tym razem na pewno nie
przywidziało mi się. Ale dlaczego? Nie mogłem tego rozgryźć.
- Chcę być szczera i
chcę, żebyś podjął decyzję w pełni świadomy konsekwencji.
- Tak... Dziękuję za
szczerość, Wasza Wysokość.
Popadłem w zadumę.
Sprawa pieczęci zmieniała wszystko. Nie dość, że i tak musiałbym
zmienić swoje życie w sposób całkowity i dokumentny, to jeszcze
doszła możliwość stracenia przytomności w każdej chwili, w
jakiej jej konstruktorzy przewidzieli, że mogę stać się
niebezpieczny dla księżniczki Arii. Dodatkowo przyszedłem tylko po
to, by wywabić napastnika z ukrycia i tak naprawdę nie
zastanawiałem się nad tą propozycją.
Jednak z drugiej strony
miałem pilnować niezwykłej piękności, księżniczki innego
kraju, o czym pewnie fantazjował każdy chłopak w pewnym momencie
swojego życia. Księżniczka zresztą była nie tylko piękna, ale
także utalentowana w magii, dobrze wychowana, bogata... Wymieniać
można by długo. I jeszcze ten smutek w jej oczach. Jaki facet
mógłby zostawić zasmuconą dziewczyną samą z jej problemami?
- Księżniczko... -
zacząłem trochę niezręcznie. - Prawdą jest, że nie chcę zostać
Strażnikiem. Chcę dorwać osobę odpowiedzialną za obecny stan
Minami i wymierzyć mu należytą karę.
Cholera, cholera,
cholera... Zanim zdążyłem przemyśleć co mówię, moje ciało
samo zareagowało i powiedziałem całą prawdę. Nie zdziwię się
jeśli dostanę w twarz za chęć jej wykorzystania. Choć czy
księżniczka zniży się do tak prostego sposobu wyrażenia gniewu?
- Jednak to nie jest tak,
że nie chcę pomóc. Jednak nie mogę się zgodzić na rozstanie z
moją rodziną. Poza tym mam także swoje marzenia, jak pójście na
randkę z dziewczyną, doświadczenie życia w liceum i wiele tym
podobnych. Wiem także, że choć Minami i Ayako często są dla mnie
utrapieniem, to będą tęsknić, a zwłaszcza moja siostra. Jestem
niezmiernie wdzięczny, że Wasza Wysokość tak bardzo chcę mnie
jako swojego Strażnika.
Prawdopodobnie skrewiłem
na całej linii, ale teraz już było za późno. Będę musiał z
Robertem obmyślić inny sposób dorwania zamachowca. Kiedy już
wstawałem, nie mogąc znieść nagle zapadniętej ciszy między
nami, Księżniczka chwyciła mnie za rękę. Zdziwiony spojrzałem
na nią, odkrywając z jeszcze większym zdumieniem, że ona także
jest zdziwiona. Wyglądało to tak, jakby nie była świadoma swojej
ręki dopóki mnie nie pochwyciła. Jednak Aria szybko mnie puściła
i zakłopotana się odwróciła. Tym razem bez przeszkód już
odszedłem i jakimś cudem szybko trafiłem poprzez tutejszy labirynt
żywopłotów do ambasady. Puszczono mnie równie szybko jak przyjęto
i już po chwili wracałem do domu na piechotę.
I co ja mam teraz zrobić?
Straciłem prawdopodobnie jedyną okazję na zbliżenie się do
zamachowca i wyciągnięcie od niego sposobu na uleczenie Minami.
Ach... I co zrobić? Co teraz zrobić?
- ...bata-kun!
- Hmm...? - Ktoś mnie
wołał. Chciałem zapytać kto, gdy zauważyłem nagle pędzącą w
moją stronę ciężarówkę.
Z automatu, mogę rzec,
puściłem moją magię w ruch. Świat natychmiast spowolnił do
niewyobrażalnego tempa. Wyglądało to jakby pędzący na mnie
pojazd nagle się zatrzymał. Niedaleko lecący owad zawisł w
powietrzu niemrawo poruszając skrzydłami. Na twarzy kierowcy
zauważyłem czysty terror osoby, która nagle straciła panowaniem
nad pojazdem. Sama ciężarówka wyglądała jak pojazd sprzed ponad
wieku. Choć miała standardowy dzisiaj silnik elektryczny, więc jej
nie usłyszałem, to wyglądała, jakby ktoś ją wyciągnął prosto
z muzeum z czasów, gdy jeszcze magia nie istniała w świadomości
społeczeństwa. Miała nawet kilka wgnieceń od długiego
użytkowania. Istny antyk.
Mogłem tak sobie
spokojnie dostrzec wszystkie szczegóły tego świata, ale wiem, że
tak naprawdę to nie świat spowolnił, tylko moje zmysły ostro
przyśpieszyły. A z tej odległości i przy takiej prędkości
ciężarówki, nawet jeśli bym chciał, to nie dam rady uskoczyć i
wyjść z tego cało.
- We...
Czy tak ma się zakończyć
moje młodzieńcze życie? Po prostu rozjechany przez ciężarówkę
nad którą utracono panowanie.
- Wezw...
Ciekawe czy Robertowi uda
się wytropić osobę odpowiedzialną za stan Minami?
- Wezwij na...
Hmm? Na masce zobaczyłem
jakiś dziwny symbol. Nie wyglądał jak logo firmy czy producenta i
wydawał się lekko świecić. Wyglądał jak cztery greckie omegi
splecione ze sobą i owinięte jakimś drutem z kolców... nie,
łodygą róży.
- Wezwij nas...
Czyżby to było
zaklęcie, którego szukałem? Wygląda nie jak typowe zaklęcie,
które zapisane wygląda zazwyczaj jak okrąg ułożony z liter, ale
bardziej jak pieczęć. Czyli w ostatnich chwilach swojego życia
jestem przynajmniej w stanie dowiedzieć się jaka magia wprawiła
moją siostrę w śpiączkę. Innymi słowy, mam przed sobą sposób
na przygotowanie przeciwzaklęcia, ale nie mam sposobu, by przekazać
tą wiedzę innym
- Uwolnij nas...
Te nieustające szepty.
Jak zawsze są denerwujące. Zamknęłyby się wreszcie! Dobra.
Nieoczekiwanie zdobyłem poszukiwane przeze mnie informacje, więc
czas chyba trochę przyśpieszyć i postarać się przeżyć oraz nie
być trafionym pieczęcią. Bułka z masłem. Już po mnie.
Wziąłem głęboki
oddech i zacząłem powoli ograniczać upływ magii. Świat powoli
zaczął poruszać się coraz szybciej, jakby ktoś miał pilota i
zaczął wracać do poprzedniej prędkości odtwarzania. Powróciły
też odgłosy otoczenia, zamrożone podczas bezruchu. Skupiłem się
tylko na uniknięciu pieczęci. W momencie już skoku jednak
zauważyłem coś dziwnego. Pojawiła się podobna pieczęć tuż
obok poprzedniej z kulką ognia, a mnie otoczyły wodne bicze.
Natychmiastowo zrozumiałem co się dzieje.
- Wez...
Głosy także przycichły.
W następnej chwili magia
Ayako odrzuciła mnie w tył, a czar Księżniczki gwałtownym
wybuchem przyhamował ciężarówkę. W powietrzu skuliłem się i
zaabsorbowałem siłę uderzenia, turlając się. Byłem trochę
osmolony, miałem kilka obdarć i zadrapań, ale żyłem. Ciężarówka
też wyglądała nie najgorzej. Idealna kontrola siły, trzeba
przyznać.
- Mówiłeś, Ani-kun, że
nie zrobisz nic głupiego!
Nad moją głową
zatrzęsło się coś brązowego i mój świat wypełniła zieleń
oczu przyjaciółki. Nigdy nie myślałem, że te kolory wydadzą się
takie piękne i dostojne, mimo tego, że omawiana dziewczyna miała
wyraźnie niezadowoloną minę. Teraz, w tym momencie, naprawdę
dorastała do swojego nazwiska. (Amatsuka znaczy anioł dop. autor)
- Ayako! Jak się cieszę,
że cię widzę!
Wstałem na nogi i ze
szczęścia ją uściskałem.
- Wa wa wa wa... Co ty
robisz, głupku!?
Ayako natomiast była
cała czerwona i miała przerywany oddech. Musiała szybko biec, by
się tu dostać. Zawsze jej powtarzam, że za mało ćwiczy.
- Shibata-sama, wszystko
w porządku?
Ach, racja. Nie uratowała
mnie jedna magia. Szybko się odsunąłem, lekko zażenowany, że
trzymałem dziewczynę w ramionach w obecności innej osoby, i
pokłoniłem się w podziękowaniu mojej drugiej wybawicielce.
- Dziękuję,
Księżniczko, za ratunek. Bez twojej pomocy ciężarówka na pewno
nie zatrzymałaby się i nawet z magią Ayako mógłbym odnieść
obrażenia.
- Ej!
- Auć!
Po usłyszeniu mojej
wypowiedzi, dalej czerwona Ayako uderzyła mnie łokciem pod żebro.
Muszę zmienić zdanie. Ona nie potrzebuje już treningu. Masując
obolałe miejsce, dodałem już poważnym tonem.
- Wasza wysokość.
Widziałem magię, którą prawdopodobnie zaatakowano także moją
siostrę. Pojawiła się na chwilę przed tym, jak ciężarówka
miała mnie uderzyć. Była to pieczęć podobna do kręgu magicznego
Waszej Wysokości otoczony różaną łodygą.
- Huh? - Księżniczka
Aria chyba nie do końca zrozumiała o co mi chodzi, ale po chwili w
jej oczach pojawiła się iskra zrozumienia. Ayako natomiast
wyglądała jakby to było normalne. Nie przejmowała się, czy miała
we mnie aż tak dużą wiarę? - Ale jak zobaczyłeś mój magiczny
krąg? I jak mogłeś porównać krąg mojej rodziny i tę pieczęć?
- Taka jest natura magii
Aniego. - Ayako się roześmiała. - Jak zwykle jest ona
niewiarygodna, prawda?
Ależ się szybko do tej opowieści przywiązałam. Masz niezaprzeczalny talent, chociaż czasem brakuje mu jeszcze formy. To, o czym chcę powiedzieć, to fakt, że zdarzają ci się czasem dziwne stwierdzenia, które widzę, bo niedawno mi samej to wytknięto. Najbardziej wyraźny przykład: "nie byłem w stanie zostać przytomnym". Nie jest to oczywiście nic wielkiego, ale wygląda trochę nie po polsku.
OdpowiedzUsuńWięcej zarzutów nie mam. Męczy mnie jednak pewna sprawa. Zastanawiam się, czy ten surowy styl bloga i brak "upiększaczy" służy opowiadaniu - które, uważam, jest naprawdę ciekawe. Niestety, wśród ogromu internetu jakoś trzeba zwrócić ludzką uwagę. Przyznaję się, kiedy trafiłam tutaj pierwszy raz, wyszłam bez zastanowienia. Dopiero za drugim - przy okazji nowych rozdziałów w "Barze", postanowiłam przysiąść, do tej pory nie bardzo wiem czemu.
Niby mówią, że dobra treść wypozycjonuje się sama. Ale czy nie warto jej pomóc? Sama obecnie pracuję nad mniej pstrokatym szablonem, bo czuję, że przesadziłam w drugą stronę i że to odstrasza. Im więcej ludziom dajemy, tym bardziej są wybredni.
Dobra, już nie gadam. Chciałam tylko powiedzieć, że szkoda by było, żeby dobry tekst zmarnował się w otchłani internetu.
Co do rozdziału - co tu dużo mówić - ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy. I dzięki za powiadomienie.
Co do polskiego... Yhym... Od dłuższego już czasu czytam dużo książek po angielsku i trochę moje myślenie o formie i kształcie tekstu delikatnie się zmieniło do tego sprzed czasu, gdy czytałem tylko w języku ojczystym. Nawet czasem myślę po angielsku i trudno mi znaleźć polskiego odpowiednika tych myśli.
UsuńCo do upiększaczy. Może nie widać, ale jestem już weteranem w blogosferze. Prowadziłem chyba z pięć czy sześć innych blogów, z czego trzy ro były opowiadania. Dwa dalej po cichu piszę, ale już bez publikacji. Tam właśnie piękne szablony przedstawione przez moją przyjaciółkę utalentowaną w tym. Do tej historii jednak uważam, że surowy, czysty styl lepiej pasuje niż cokolwiek innego. Choć nie wykluczam, że w przyszłości może zmienię zdanie, gdy tomy pójdą do przodu.
Gadać możesz, ile chcesz. Ciekawe dyskusje to jedno z moich ulubionych hobby, a ty masz sporo ciekawych spostrzeżeń tu i tam. A jak polecisz tekst innym, to tak szybko nie zniknie zawalony innymi historiami :P
Powiadamiać będę, bo jak mówiłem, stały czytelnik to szczęście i napęd każdego pisarza. Swoją drogą staram się też mieć jakiś systematyczny okres publikacji, by pokazywały się najlepiej w ciągu pierwszego tygodnia każdego miesiąca.
Cóż, ja Piachem wróciłam do blogowania po długiej przerwie. Cztery, może pięć lat. Tekst jest wypromować jeszcze trudniej, jeszcze trudniej przyciągnąć czytelnika treścią. Sama nie wiem, czy chodzi o to, czy tekst ma być dobry: denerwuję się okropnie, kiedy widzę opowieści o pół zdolnych gwiazdach i zakochanych w nich nastolatkach. Mimo że z milionami błędów, to są czytane dziesięć razy częściej.
UsuńCo do czytania po angielsku, mam to samo z włoskim. Na szczęście zajęcia się właśnie skończyły, ale trzy obce języki naraz - i dziwnie wykształceni 'humaniści" na kierunku - pozwoliły mi zupełnie zatracić umiejętność składnego pisania. Czas chyba przysiąść przy książkach. Polskich książkach.
Jeśli będę się spóźniać z czytaniem twoich rozdziałów - musisz mi to wybaczyć. Bywam bardzo zajęta, bywam bardzo leniwa. Są takie miesiące, że nie mam ochoty widzieć literek - albo samego komputera. Ale historia mnie wciągnęła, dlatego możesz być pewny, że jeśli nawet nie na bieżąco, to na pewno będę czytać.
Hah... Szczerze powiedziawszy też widziałem tę tendencję do zaglądania na bezlitośnie słabe powieści o gwiazdkach i gwiazdeczkach kręcące się wokół jednego schematu. No ale większość blogowiczek to dziewczynki z podstawówki i gimnazjum przechodzące swoje pierwsze miłostki w wyidealizowanych chłopcach(?), więc raczej się temu nie dziwię. Jakaś chyba jedność w marzeniach czy coś...
UsuńWłoski jest ciekawy, ale jak dla mnie trochę... płynny. Wiem, że angielski i japoński to także bardziej śpiewne języki niż nasz ojczysty, ale w angielskim żyję prawie pół swojego czasu i nawet zacząłem rozróżniać akcenty, a z japońskim się osłuchałem do tego stopnia, że jestem w stanie w przybliżeniu zrozumieć co się do mnie mówi. Z włoskim miałem mały kontakt :P
Płynny? Jak najbardziej, ale to chyba najprzyjemniejszy język (jeśli chodzi o jego naukę), z jakim miałam okazję się zetknąć. Angielskiego nie lubię. Nie do tego stopnia, co hiszpańskiego oczywiście (po prostu ostatnio przez zaliczenia przebrnęłam LEDWIE), ale źle mi się go słucha. Znam na tyle, żeby mi się dobrze w internetach siedziało, ale nic poza tym.
UsuńJapoński - po czterech latach nauki, kiedy wpadłam ostatnio na zajęcia po dwóch latach przerwy - nie rozumiałam nic. Gramatykę znam, pisać w jakimś stopniu umiem, ale rozmowa w tym języku to dla mnie czarna magia. Po czterech latach umiem tyle, co z włoskiego umiałam po pierwszym.
Wbrew wszystkiemu lubię słuchać niemieckiego, ale oprócz ogólnego sensu wyłapuję raczej niewiele. Może z tego względu tak bardzo lubię staroangielski, nad którym spędziłam rok swojego życia. Jeśli jeszcze nie miałeś okazji, naprawdę warto. Ja się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia.
Może niepotrzebnie to mówię. Kształcisz się w jakimś kierunku bliskim anglistyce? Czy może tak tylko po godzinach bierze cię pasja?
Hmm... Raczej pasja. Dużo czytam powieści, oglądam filmy po angielsku (oryginalny głos aktora jest the best) i gram w tym języku. Często nawet nie chce mi się sięgać po tłumaczeniach, a jak czegoś nie rozumiem, to wyciągam to z kontekstu i dołączam do słownika. Ale poza pasją mam też obowiązek uczenia się angielskiego jako aktualny student kierunku inżynieryjnego. A tu do wyboru jest tylko angielski i niemiecki. Z samą anglistyką też miałem do czynienia raczej dla ciekawości niż bo musiałem c:
Usuń"(...) niż bo musiałem" - absolutny mistrz tygodnia, jeśli chodzi o poprawną polszczyznę :D.
UsuńFaktycznie - chcąc nie chcąc, po angielsku znajdziesz wszystko. To pasja, którą łatwo rozwijać - i z pewnością warto.
Jedyną grą, którą udało mi się bezproblemowo (!) znaleźć po włosku, było Assassins' Creed. Pierwszą książką, która wpadła mi w ręce, było FF na jego podstawie. Filmów raczej nie oglądam, ale ostatnio zdarza mi się przypomnieć sobie dawne czasy i pooglądać anime. A znaleźć anime po włosku - to już wyczyn.
Pośród tego wszystkiego bardzo łatwo zatracić nasz własny język. Dlatego właśnie pierwszy tydzień zasłużonych wakacji zamierzam spędzić na randkach z literaturą. Dobrze mi zrobi po roku mówienia w tajemniczym języku spanglish i łamanym włosko-hiszpańskim.
Złotą statuetkę tygodnia przyjmę po przerwie na reklamy. :P
UsuńZresztą rzeczywiście łatwo zatracić ojczysty. Sądzę, że mi też dobrze zrobi powrót do literatury ojczystej i przypomnienie sobie właściwych naszemu językowi zwrotów i regułek pisania. Nie zaszkodzi w każdym razie.